Starzejący się rodzice to często smutek, strapienie i bezradność ich dorosłych dzieci. Wszystko zaczyna być trudne – komunikacja, wspólne chwile, plany, wizja codzienności i przyszłości. Punkt widzenia dzieci i rodziców zaczyna się skrajnie różnić. Dzieci w dobrej wierze, bacznie obserwując rodziców, stają się uważne na ich potrzeby, na zmiany w ich funkcjonowaniu, zachodzą w głowę, jak rodziców wyręczyć, pomóc, zapobiec. W dotychczasowym stylu życia rodziców widzą potencjalne zagrożenia. Wolą – w dobrej wierze – otoczyć rodzica licznymi radami i gotowymi rozwiązaniami, aby ten mniej musiał, łatwiej mógł. Oczywiście możliwy i częsty jest scenariusz dokładnie odwrotny, kiedy to bezradni i niedołężni rodzice są zdani jedynie na siebie, ale to zupełne inna historia i inne zmagania.

Rodzice dzieci zbyt troskliwych w takich sytuacjach czują się osaczani, oceniani, ubezwłasnowolniani, pozbawieni prawa do decydowania o sobie. Często też ukrywają przed dziećmi swoje potrzeby i niedomagania, bo albo boją się utraty godności i samodzielności, albo po prostu nie chcą ich martwić. Przyjmują różne postawy. Czasami przestają się z nimi komunikować, obruszają się, jeszcze uporczywiej obstają przy swoim, w końcu to oni są rodzicami i to oni zawsze mówili dzieciom, co mają robić. Niekiedy nie mają siły do walki i godzą się na propozycje dzieci, ale ze złością, niechęcią, z poczuciem urażenia. A czasami z pokorą się poddają, zdają się całkowicie na dzieci i rezygnują z decydowania o sobie. Żaden z tych scenariuszy nie jest dobry ani dla rodzica, ani dla dorosłego dziecka. Ale rzeczywiście, komunikacja ze starzejącym się rodzicem do łatwych nie należy i czasami trudno znaleźć sposób na mądre wsparcie i wyważenie jego zakresu. Dzieci za szybko biegną z pomocą, a rodzice za długo ociągają się z jej przyjęciem.

Należy pamiętać, że dopóki rodzice są zdolni do świadomych wyborów, mają prawo wybierać i żyć tak, jak chcą. Dzieci powinny jedynie służyć im pomocą, a nie zamieniać się rolami i stawać się rodzicami swoich rodziców. Owszem, czasami będzie potrzebna większa stanowczość, kiedy sprawy posuną się za daleko i zobaczymy, że coś może zagrażać ich zdrowiu lub bezpieczeństwu. Ale zawsze zobligowani jesteśmy do postawy pełnej szacunku. Tym bardziej że to i tak jedyna droga, by nakłonić seniorów do współpracy. Ta współpraca też nie powinna opierać się na po prostu zdaniu się rodziców na nas i wykonywaniu naszych poleceń. Wtedy nadal będą się czuli źle. Cierpliwość i uważne słuchanie, troskliwa opieka z naszej strony nieco to samopoczucie mogą poprawić. Co zatem może i powinno dorosłe dziecko?

Przede wszystkim należy zadbać o odpowiedni klimat i ton rozmowy – zachować spokój i opanowanie, starać się zadbać o szukanie racjonalnych, a nie emocjonalnych argumentów (chociaż tych drugich nie należy zupełnie lekceważyć). Drugim ważnym warunkiem dobrej współpracy jest uważne słuchanie starszej osoby, jej potrzeb, punktu widzenia, oczekiwań zamiast narzucania swoich rozwiązań.

Powinniśmy zachować elastyczność i uczyć się odpowiadać na potrzebę chwili. A więc czasami będzie to konieczność uporządkowania faktów poprzez zadanie rzeczowych pytań, a potem przyjęcie odpowiedzi bez niepotrzebnych komentarzy i osądzania. Może być też potrzeba dostarczenia rodzicom dodatkowych informacji po to, aby mając jak najwięcej danych, mogli świadomie, być może samodzielnie, podjąć dobrą decyzję. Innym razem naszym zadaniem będzie ułatwienie podjęcia decyzji poprzez pomoc w poradzeniu sobie z trudnymi emocjami związanymi z sytuacją, okazanie zrozumienia i cierpliwości. Potem może zaistnieć potrzeba zachęty, uspokojenia, zobiektywizowania sytuacji, która wydaje się rodzicom za trudna, i zapewnienie poczucia bezpieczeństwa poprzez obiecanie wsparcia. Wreszcie czasami naszym zadaniem będzie niezaognianie konfliktu, nieporozumień, różnic. To zdecydowanie ułatwi nakłonienie rodziców do wspólnego rozwiązania problemu. Bez współpracy z ich strony wszystkie nasze starania będą nieskuteczne.