Bandyci lubią atakować o czwartej rano. Czas między czwartą a piątą nad ranem to najgorsza pora dla koncentracji, dla refleksu, dla odwagi. Wiedzą o tym kierowcy zawodowi, strażnicy więzienni, ochroniarze, złodzieje i mordercy.

Szczególnie mordercy.
Jeśli chcesz popłochu, paniki i złamanego morale – atakuj o czwartej rano.
Tak, jak zrobił Hitler, napadając na Polskę.
Tak, jak zrobił Putin, napadając na Ukrainę.
Zgodnie ze znaną chińską klątwą mamy najwyraźniej wątpliwą przyjemność żyć obecnie w tak zwanych „ciekawych czasach”. Ekonomiczny, ogólnoświatowy kryzys, załamanie klimatu, pandemia niczym żywcem przeniesiona ze średniowiecza lub lat dwudziestych dwudziestego wieku – którego z jeźdźców Apokalipsy brakowało?
Tak, wiem, wiem – wojny toczyły się wszakże i przez te spokojne ostatnie siedemdziesiąt lat – w Wietnamie, Korei, Iraku, Jemenie, Sudanie, byłej Jugosławii, Syrii. Wiem – syty i bogaty Zachód mógł sobie pozwolić na ich niedostrzeganie, upychanie po marginesach politologicznych esejów, na ich bagatelizowanie. Jednakowoż należy też zauważyć, że – choć stale na globie jakaś wojna trwa – miały one, mimo utartych w ludzkości okrucieństw – walor lokalności. To żadna ulga dla mordowanych ofiar, przyznaję – ale dla reszty świata okazja do przymykania oczu.
Aliści oto nadszedł kolejny jeździec Apokalipsy i nadszedł koniec „oczu szeroko zamkniętych”.
Wielu z nas będzie się jeszcze przed tym bronić. Będzie zasłaniać oczy dłońmi, ogłuszać się codziennością, hałasem, dyskoteką rozrywki, zgiełkiem codziennych bagatelnych zmartwień. Ale to do czasu. Bo jeździec się rozpędza i zaczyna sięgać swoim mieczem nas wszystkich.
Znowu paskudna morda naszej zwierzęcej natury upomina się o swoje. Skończyło się „nigdy więcej”. „Nigdy” okazało się, jak zawsze, dość zawężonym czasowo pojęciem.
Z człowieka postawionego przed najgorszym bardzo prędko opada cieniutka powłoka kultury i cywilizacji. „Władca much”, „Rok 1984”, „Archipelag Gułag”, „Folwark zwierzęcy”, „Ciemność w południe”… Trzeba tak lekko poskrobać, żeby z człowieka mówiącego „ę” i „ą”, oraz pijącego kawę z fikuśnych filiżanek wyszło bydlę, ostatnie zahukane zwierzę albo i ostatni zwyrodniały sadysta.

I – co gorsza – dotyczy to nie tylko człowieka, ale całych jego państw. Tych państw, które, kroczek po kroczku, niemal niezauważalnie, ale stale i z uporem maniaka zmierzają w stronę zostania kolejnym wcieleniem Mordoru. Totalitarnego koszmaru. Potwora żerującego na nędzy, przemocy, złu, nienawiści i sadyzmie.
Jak napisał Sołżenicyn, nim i on zwariował na wielkoruską chorobę: ludzie potrafią uruchomić mechanizmy, które ich życie zmienią w piekło. I zastanawiał się – gdzie w tym Lucyfer? Chyba istnieje, bo skąd te ścieżki, które uruchomione tak lekko, tak niedbale – czynią finalnie milionom niewyobrażalne cierpienia, krzywdy i rozpacz?
Cóż jednak po metafizyce, skoro piekło nastało tu i teraz. Cóż po rozmyślaniach, czy to jest stały element ludzkiej cywilizacji, czy też może ostatni paroksyzm średniowiecza, jak chciałby to zapewne widzieć Fukuyama?
Być może takie dyskusje są nawet nie tyle jałowe, co niemoralne. Teraz nadeszło piekło. A jedyną rozsądną reakcją istoty myślącej i empatycznej, póki nie zostanie przez nie pożarta, jest dać piekłu choć taki opór, jaki potrafi.
Z tego punktu widzenia i te wynurzenia, które tu wam wpycham, mogą się wydawać niestosowne. Wybaczcie. Niemniej, tak jak i wy zapewne, żądam wyjaśnień.

Najgorsze nadeszło teraz. „Tyle wiemy, ile nas sprawdzono”.
Dla zbyt wielu z nas przyszedł właśnie czas sprawdzania. Niech Bóg ma ich w swojej opiece. Kobietę gwałconą dwanaście godzin. Kobiety, na oczach których zabija się mężów. Zgwałcone i zamordowane dzieci. Ludzi, którzy przeszli przez salę tortur, którą skonstruowali kadyrowcy, z wypalanymi oczami, z obcinanymi członkami, z miażdżonymi jądrami.
Niech Bóg zajmie się ludźmi pochowanymi w masowych grobach w Buczy. Dziewczynką, w której matka po obciętej rączce poznała córkę. Czteroletnim Saszą, którego matka szukała z Polski miesiąc, żeby dowiedzieć się najgorszego.
Niech Bóg ma w swojej opiece Mariupol, który wygląda jak Warszawa po Powstaniu Warszawskim, a w którego gruzach rozlega się echo zwielokrotnionego losu „Pianisty” – oto teraz się dzieje, na naszych oczach, które tak nieudolnie pragniemy zasłonić.
Dziewięcioletnia dziewczynka umiera w piwnicy z pragnienia…
I niech się Bóg zajmie „katem Buczy”, dwudziestoletnim rosyjskim żołnierzem, który na Facebooku prezentował twarz jasnoblond cherubinka. Zbierał paszporty mordowanych przez siebie ludzi, a jednemu obciął ucho na pamiątkę. Pisze: „Wrócę, zrozumcie: będziecie mordowani, a ja poobrywam wam łby”.
Jeśli Bóg istnieje, być może to ten zwyrodnialec będzie Go najbardziej potrzebował.

Przy tym wszystkim moje wynurzenia mogą wydać się niestosowne. Wybaczcie. Ale, moim zdaniem, Szatana trzeba próbować poznać, gdy chce się z nim walczyć. Ja sytuację widzę tak:

Один: Ukraina

Nad tymi grobami ziemia się rusza. Ukraina wchodzi do Europy przebojem i z taką kartą, która do tej pory symbolizowała heroiczne korzenie europejskiej cywilizacji: Termopile… Maraton…
Oto nadszedł czas, kiedy Polacy patrzą z podziwem na to, jak oto ktoś przejął pałeczkę: nowy heros, nowy przykład dla świata, nowy Mesjasz, nowy naród wybrany…
I tak samo się o to nie prosił.

Traci swe najlepsze siły, swoją inteligencję, swoją żywotność, swoją substancję – by bronić także nas…
Oto „perły przed wieprze”! „Należymy do narodu, którego losem jest strzelać do wroga z brylantów” – to Pigoń o śmierci Baczyńskiego w Powstaniu Warszawskim.
Odium przeszło na Ukraińców. Ich profesura, poeci, fizycy, matematycy, informatycy – całują na ostatni raz swoje żony i dzieci w czoło i idą na śmierć. I informatyczki też.
Ukraińska żołnierka poszła do wojska, gdy w Donbasie zabito jej męża. Właśnie osierociła szóstkę dzieci.
To straszne i nie powinno mieć miejsca. To się na pewno nie zwróci ukraińskiej kulturze. Tych strat nie powetuje nic.
Ale, skoro już nie można inaczej, skoro już sami skazaliśmy się na bycie w dwudziestym pierwszym wieku zwierzętami z jaskini – to niechże będzie jasne, do czego prowadzi przykład mera jednej z ukraińskich miejscowości, który odmówił wraz z synem ewakuacji i których znaleziono w masowym grobie.
Otóż, mówiąc krótko: do ostatecznej emancypacji Ukrainy. Blady nabotoksowany karzeł moralny z Kremla doprowadził do tego, czego Moskale obawiali się od stuleci: Ukraińcy odnaleźli swoją ostateczną tożsamość, miejsce w świecie, narodowość i dumę z niej. Ba! Na tyle silną, że rosyjskojęzyczna ludność wschodniej Ukrainy, patrząc na to, co wyprawia Mordor – zapłonęła patriotycznym duchem… ukraińskim.
Dość wspomnieć, że Zełenski, ten człowiek, który wychowywał się na wschodzie Ukrainy w rosyjskojęzycznym otoczeniu, ten człowiek, który miał być pacynką ukraińskich i rosyjskich oligarchów – stał się symbolem ukraińskiego ducha. Będzie chronił „wiśniowych sadów” Szewczenki. Myślę, że do śmierci.
To uzyskał Mordor.
Tożsamość narodową Ukrainy. Świeżą nienawiść do przemocy. Tęsknotę zbliżoną do wycia do normalnego świata: do demokracji, wolnego rynku, UE, NATO, wolności…

,„…Więc kimże w końcu jesteś? – Jam częścią tej siły, która zawsze zła pragnąc, wiecznie czyni dobro”.
Tak oto mało gustowny kremlowski diabełek osiąga odwrotność tego, co zamierzał. Kraj dumnych, wolnych ludzi. Być może część z nich zmiażdży czołgami, stłucze kańczugiem, nałoży im chomąta. Ale nie na długo. Bo posmakowali wolności.
Wiedzą już też, po bez mała trzech wiekach, gdzie leżą ich szanse. Na Zachodzie. Wiedzą już tyle, że nachalna i tępa propaganda usłużnych kremlowskich poputczików spłynie z nich, jak po kaczce woda.
Pojawił się już nawet Witz na ten temat. „Straciliśmy starszego brata – powiadają Ukraińcy (chodzi o Rosję) – ale odzyskaliśmy siostrę (Polskę).
Pozostawiwszy w nawiasie historyczne zaszłości: oto wreszcie samozachowawczy pęd narodu ukraińskiego do samostanowienia jest silniejszy niż knowania jakiegoś kagiebowskiego degenerata – szkoda tylko, że żyjemy w świecie, w którym ten fakt kosztuje tysiące ofiar.

Ten świat już nie jest taki sam. Jest na nim nowy naród. Stary – bo miał język, historię i wieszczów. Miał Hołodomor, Chmielnickiego, Banderę i odwieczny los słowiańskiego pariasa.
Ale nowy – bo tej bohaterskiej karty, którą stworzył przez ostatni miesiąc, nie przykryje już nic.
Ukraina będzie liberalną demokracją, w UE i NATO. To kwestia czasu.
To koniec marzeń Moskali, że Ukraina należy do nich. Stracili wszystko, choć być może na krótką metę coś tam zyskają.
Tak Szatanowi bywa.

Два: Rosja

Mordor. Imperium zła. Siedlisko czerni wciągającej każdą dobrą intencję. Totalitarna hydra. Zagon mongolskiego imperium.
Daliśmy się zwieść nadziejom. Nadziejom, że umęczony przez własne reżimy naród rosyjski po upadku ZSRR ułoży sobie życie jakoś lepiej. Normalniej. Z sensem.
Bo był Dostojewski, Tołstoj, Bukowski, Wysocki i Okudżawa.
Ale, jak to w życiu bywa – co a posteriori zaskakujące, post factum okazuje się oczywiste.
Rosja nie miała i dotąd nie ma szans stać się normalnym krajem. Wbrew zachodnim firmom, które sprzedają tam za krocie, wbrew zegarkom ze Szwajcarii i Maybachom z Niemiec, wbrew europejskiemu polorowi Moskwy i wbrew francuskiej modzie swego czasu na „Sasze”, „Kole” i „Misze” – nie ma szans, bo zbudowana jest na potwornym, horrendalnym, gargantuicznym kłamstwie. I to kłamstwo właśnie pożera dotychczasowy geopolityczny porządek świata.

Niemcy po dwóch wojnach światowych całkowicie przebudowały swój „Geist”. Podobnie jak Japonia. Z agresorów i wiecznie ksenofobicznych pretendentów do światowego znaczenia i do posiadania imperium – oba te państwa stały się liberalnymi demokracjami, wielonarodowymi, wielokulturowymi i – w wielu kwestiach kultury i cywilizacji – wiodącymi na świecie. Kosztowało to hekatombę ofiar, dwie wojny światowe, obozy koncentracyjne, tysiące Chińczyków zakopywanych żywcem, odpalenie bomb atomowych, pożogę, która sprowokowała to palące „nigdy więcej”, które się właśnie na naszych oczach wali.
Ale kosztowało też niebywały wysiłek tych narodów, aby stać się innymi. Pokutę. Ponadgeneracyjną pedagogikę wstydu. Otwarcie się na inne kultury. Prośby o wybaczenie. Trwały wysiłek edukacyjny. Wreszcie: przepalenie w sobie dekadami okropnego, gorejącego wstydu.

Rosja?
Dwieście lat łupieżczego powiększania terytorium. Likwidowanie całych narodów. Nawet rewolucja socjalna przekształciła się w krwawy korowód narodowego imperializmu. Podbijanie kolejnych słabszych krajów.
Rozpętanie wraz z Hitlerem drugiej wojny światowej. Po to, by z oficerami Wehrmachtu na linii demarkacyjnej na nowo przybijać ręce nad podziałem Europy. Bałtowie, Polacy, Finowie, Ukraińcy, Żydzi pędzeni tam i nazad…

PONAD STO DZIESIĘĆ MILIONÓW OFIAR SAMEGO SOWIECKIEGO KOMUNIZMU. DWADZIEŚCIA MILIONÓW OFIAR WPĘDZONYCH W NIEMIECKIE KOTŁY W II WOJNIE ŚWIATOWEJ. KILKADZIESIĄT NARODÓW EKSTERMINOWANYCH. TAK ZWANE „WYZWOLENIE”, KTÓRE OZNACZAŁO W KRAJACH, KTÓRE NIE ZOSTAŁY „REPUBLIKAMI” – OKRADANIE I WYSYSANIE PRZEZ DEKADY. EKSTERMINACJA INTELIGENCJI TYCH KRAJÓW, DUSZENIE BUNTÓW, NARODOWOŚCI, SAMOSTANOWIENIA.

Polacy pamiętają Katyń, stanięcie przed Wisłą przy Powstaniu Warszawskim i strzelanie w potylicę polskiemu podziemiu po wojnie. Ukraińcy teraz zapamiętają nie tylko Hołodomór, ale i Buczę, i Mariupol.
I za to wszystko nawet najmniejszego: „przepraszam”. Bo to nie my. Bo to nasze władze. Bo sami jesteśmy ofiarą. Bo są i dobrzy Rosjanie… To kłamstwo rozlało się na jedną szóstą globu. Ten żal za własne grzechy szukał rekompensaty w imperialnych rojeniach. Ten ból za wielkością, która od setek lat jest nikczemnością i zezwierzęceniem – stał się jednym wielkim wyrzutem sumienia. A Rosja stała się państwem, które opiera się na kulturze przemocy i gwałtu. Ukraińcy nagrali rozmowę rosyjskiego żołnierza, który rozmawiał z żoną. Ze śmiechem kazała mu gwałcić Ukrainki, tylko nic potem o tym jej nie mówić. Ukraińcy dotarli do dokumentów i zeznań, z których wynika, że mordowanie i gwałcenie cywilów jest akcją planową i jest NAKAZANE przez zwierzchność rosyjskich wojsk. Gwałcenie. Nakazane. Jak pijak, który niszczy własną rodzinę, Rosja krzyczy: to teraz dopiero zobaczycie!
Krzyczy z bólu własnej duszy.
Ale niech nas ten ból nie zmyli.
Oni piją tę propagandę z własnej woli. Oni jej chcą. ”Druga armia świata” okazała się być taką wydmuszką, jak i samo imperium na glinianych nogach o PKB globalnym porównywalnym do PKB Włoch. Rosjanie, niczym za drugiej wojny, wypełniają wszystkie znamiona zawarte w dowcipach o sobie: kradną z ukraińskich domów nawet zużyte majtki. Rabują sklepy pod okiem kamer monitoringu. Wywożą pralki, bidety i wszystko, co uda się wyrwać ze ścian. Pijak toczy krwawym spojrzeniem i domaga się uznania dla swoich propagandowych rzygowin – mogą chcieć odzyskać swojego imperialnego misia za pomocą głowic jądrowych. Ale jakże teraz zatrą to widome znamię ciemnego i zachłannego, okrutnego mużyka, które z własnej woli dali sobie narzucić?

Czy świat się ugnie? Ten potwór rośnie. Kłamstwo narasta. Przeżera ich tkankę społeczną, robi z ludzi propagandowe zombie, powoduje niedowład, niedosłuch, niedorozwój.
Rosjanka, córka, dzwoni do swoich rodziców w Rosji i mówi, co się na Ukrainie dzieje.
Nie wierzą.
Wszak to tylko „operacja specjalna”.

A jak skończy się „operacja specjalna”?
Końcem Rosji, jaką obecnie znamy.

Wiadomo, że zmiana mentalności nie zachodzi ot tak. Szczególnie w społeczeństwie, którego kamieniem węgielnym jest okrucieństwo, pogarda i wszechobecne kłamstwo. Ale zmiany granic, jak uczy historia, idą szybciej.
I to nie tylko tych wyznaczonych słupami i posterunkami granicznymi.
Granice łamią się czasem, jak zapałki. Właśnie złamała się jedna: tolerancji dla Rosji. Rosja przekroczyła tą bezrozumną agresją tyle granic, że Niemcy ze swoją kartą Konzentrationslager i Serbowie z Milosevicem mogą odetchnąć z ulgą: teraz zaczną na nas spływać takie historie o wojennych zbrodniach Rosjan, że tego z nich nic przez dwieście lat nie zmyje: ani bomba atomowa, ani szczera pokuta. A ani na jedno, ani na drugie się nie zanosi.
Koniec propagandowej bajki. Szczera prawda. Świat osłupiał, obserwując, co wygaduje Putin, Łżewrow i inne moskiewskie cyniczne kanalie. Taki Macron, ciągle dzwoniąc do Putina, najwyraźniej nadal nie może uwierzyć, jak cywilizowany człowiek może bez mrugnięcia okiem mówić prosto w oczy jawne kłamstwa. A to błąd w założeniu: prezydent Francji nie zakłada, iż wcale nie mówi z człowiekiem cywilizowanym.

Spróbujcie sobie wyobrazić, jak bolesna będzie prawda, gdy dotrze w końcu do Rosjan, bo ja nie mam takiej wyobraźni. Czytałem rozmowę polskiej dziennikarki z Rosjaninem mieszkającym na dalekiej północy Rosji: twierdził, że ludzie chodzą ze spuszczonymi oczami. Milczący. Nieobecni. Myślę, że oni już wiele wiedzą, ale za wszelką cenę chcą mieć te oczy „szeroko zamknięte”. Inny z nich, jakiś młody chłopak z wioszczyny na bagnach, gdzie, aby chodzić, trzeba przez błoto przerzucać dechy: „A nie chciałbyś mieszkać w miłej i bogatej Szwajcarii?” „Co? W takim malutkim kraiku?”.
Za to jedno: namiastkę godności, jaką mają, sądząc, iż żyją w imperium – oddali wszystko. Poziom życia, stabilną przyszłość, perspektywy, poczucie własnej wartości, godność, wolność, szacunek. A przede wszystkim zdecydowali się żyć w paraliżującym strachu, od stuleci, w ciągłej, paraliżującej zależności od władzy, w lęku, panice i pokorze zgiętego karku, których ani my, Polacy, ani, jak się okazało, także Ukraińcy – nie rozumiemy.
Padło tu porównanie do Mordoru. Nie moje – ta popkulturowa klisza nader często się ostatnio w mediach przewija.
Ale: czyż nie trafnie? Czy te zastrachane, żyjące w nędzy i panice parodie jednostek nie są aby… orkami?
W dodatku rosyjska państwowość obciążona jest także ryzykiem, które wynika wprost z jej totalitarnych zapędów: zaczyna się szukanie kozła ofiarnego odpowiadającego za militarny blamaż mniemanego imperium, zaczyna się walka buldogów pod dywanem, od której zależy, które pierwsze stracą głowy; nadchodzą czystki, dintojra, niepewność i chaos w dowodzeniu. Kompletny chaos, bo to, co jest teraz, także nazwać porządkiem nie można: taka jest cena zarządzania pod okiem tyrana. Nikt nie jest bezpieczny, każdy swój tyłek chroni, wszyscy finalnie doprowadzają do wszechpotężnych rządów kunktatorstwa i miernoty. Wobec zatrważających porażek moralnych, militarnych, wizerunkowych; wobec tego, że świat dowiedział się o oddziałach OMON i gwardii, które jechały na Ukrainę, by po spacyfikowaniu jej w trzy dni mordować ludzi z list proskrypcyjnych; wobec tego, że świat dowiedział się o mobilnych krematoriach, w których pali się ciała własnych żołnierzy i ciała pomordowanych cywilów, aby zatrzeć ślady zbrodni – teraz realnym powodem troski tyrana jest… co pokaże ludowi w paradzie zwycięstwa 9 maja.

Upodleni ludzie, podły kraj…

Że świat nie chciał wierzyć, to teraz ma.
Rosjanie dopiero będą mieli – straszna cena, za straszny grzech.
Co do samego Putina.
Zastanawiałem się, czy zamieścić tu moje podejrzenia co do jego stanu psychiki, strategii; tego, czy ma pełny dostęp do informacji, czy nie; do tego, czy on dobry car, a źli bojarzy; do odwiecznych sporów, co zależy od jednostki, a co od systemu... ale, szczerze? Brzydzę się.
Jest mi bardzo wszystko jedno, czy to psychopata, socjopata, czy zwykły bufonowaty dureń. Przede wszystkim to tani, niegustowny bandyta, który mrówczą pracą i serią zbiegów okoliczności awansował na drugiego Adolfa: mętny, prostacki, żałosny typ, który zniszczy życie milionom.
To ostateczny wyrzut sumienia dla nas wszystkich co do tego, w jaki sposób, jako ludzkość urządzamy sobie historię.
Nikomu w życiu nie życzyłem śmierci. No – ale nie żyłem w czasach Hitlera. Jak to powiadają: nic straconego.
Za te kilkuletnie zgwałcone dzieci zabite potem strzałem w tył głowy: niech umiera tak, żeby wiedział, że umiera…

Trzy: Polska

Nie mieszkam w Polsce już dobrą dekadę. W związku z tym pozwalam sobie spojrzeć czasem na nią jako ktoś obcy – choć, zastrzegam, wiadomo, duszy mi nikt nie wyrwie.
Mam co do swojego kraju, jego obecnych wyborów i stanu polityki własne zdanie. I – powiedzmy sobie otwarcie – nie najlepsze.
Ale to, co stało się w ostatnim miesiącu, po raz pierwszy od wielu lat napawa mnie dumą z własnego kraju.
A takich sytuacji przez ubiegłe lata nie było wiele.
Dla mnie Polacy w sporej swej części przez ostatnią dekadę byli głupi w wyborach, polityce, przewidywaniu konsekwencji i tak w ogóle głupi, co to się sparzyć trzy razy na tym samym potrafią.
Ale głupi czy niegłupi: mają coś ważniejszego. Serce. Empatię. Współczucie.
Po raz pierwszy od lat osiemdziesiątych jestem dumny ze swojego Narodu.
Francuzi z Niemcami i inne Holendry debatują, czy przycisnąć śrubę mocniej, czy słabiej.
Polacy BIORĄ DO SIEBIE DWA I PÓŁ MILIONA LUDA I ANI KWĘKNĄ, bo wiedzą, że mężowie i ojcowie tego dwa i pół miliona babskodzięcięcego luda walczą za „Wolność naszą i waszą”.
Wiem, wiem, są już pierwsze doniesienia o przekrętach i przestępstwach wobec uchodźców, ale: jeśli skala pomocy Ukraińcom jest taka, jak mi się wydaje i jak słyszę i czytam – to znowu jest splendorem być Polakiem! Może my nie pierwsi, bo to Ukraińcy teraz wstrzymują sowiecką nawałę: ale co najmniej drudzy! Grzeję się w słoneczku moich pobratymców, bo, choć to atawistyczne, plemienne podejście – są mi dumą i wdzięcznością.
(Przepraszam za prywatę: Bracie, jak tam twoja ukraińska rodzina u ciebie? Dalej kobieta szuka męża czy żyje, a dzieci bawią się beztrosko z twoimi? Szacun, Bracie, jestem dumny!)
I tu dochodzimy do tradycyjnego konika rosyjskich trolli propagandowych – czyli do relacji polsko-ukraińskich. Bo nie wiem, czy zauważyliście pewien modus operandi rosyjskich trolli: jak rozdzielnik nakazuje, w ich postach znajdują się nawoływania do nienawiści wobec innych narodowości. To praktyka jeszcze od czasów carskich (propagandowa oczywiście, nie internetowa): aby narody nie powstawały przeciw imperium, trzeba je było napuszczać na siebie nawzajem. Robili to nawet a propos konfliktu w Turowie: rosyjskie wynajęte puty próbowały odwoływać się nastrojów... antyczeskich. A słowo "banderowcy" odmieniają dziś przez wszystkie przypadki.  Wszystko zaś zawsze podlane sosem antysemickim i antyamerykańskim. Wypisz wymaluj dzisiejsza fiutinowska trollerka korzystająca ze starych sprawdzonych wzorców "Protokołów mędrców Syjonu" smażonych w carskiej ochranie i z dokonań propagandy sowieckiej. Dekady treningu w nowomowie, gdzie większość słów znaczy swoją odwrotność – owocują tą właśnie niewiarygodnie szkaradną propagandą, która swoim szambem zalewa i polskie fora.

A stosunki polsko-ukraińskie?
Niby trudny temat. Oj, trudny.
Czemu?
Bo niektórzy chcą, żeby był trudny.

Dla Ukraińców: zdrada Petlury przez Polaków, Lwów jako polskie miasto, wielowiekowe tępienie ukraińskości.

Dla Polaków: rzeź wołyńska i ludzie tańczący z własnymi jelitami przywiązanymi do drzewa.

I – obyście docenili szczerość moich intencji: mój pradziadek miał szczęście, bo miał broń palną i bronił się w polu. Został zastrzelony. Moja prababcia zginęła rozerwana końmi.
Temat historycznie trudny, a tym trudniejszy, im bardziej podsycany przez rosyjską propagandę. Ja, na swój użytek, mam odpowiedzi dwie. Sami oceńcie, czy coś wnoszą:
– po pierwsze, w polityce imperiów stawia się na zasadę dziel i rządź, na zasadę – chleba i igrzysk, stawia się na motłoch. Austriacy postawili na Jakuba Szelę. Polscy szlachcice tańczyli za jelita przywiązane do drzewa przez małopolskich chłopów. To raz. Z ludzi ogłupionych, ciemnych, zrozpaczonych – przy odrobinie propagandowej wprawy można zrobić sadystyczne zagony. Obecne rosyjskie wojsko najlepszym przykładem.
– po drugie, w każdym narodzie są degeneraci i desperaci. Wiecie, jak byście się zachowali, gdyby jedną trzecią waszego narodu zamorzono głodem?
Ja nie wiem. Szlag i piekło banderowców – ale czy oni aby troszkę jak nie nasi… wyklęci…?
A może jednak trzeźwość umysłów przetestuje nam to, czy bardziej przemawia do nas zachowanie mieszkających w Polsce od lat Ukraińców, czy to, co działo się osiemdziesiąt lat temu, a co nachalnie wpycha nam rosyjska propaganda? Co jest dla nas ważniejsze: okrucieństwa sprzed ośmiu dekad dawno pogrzebanej nienawiści, czy obecne okrucieństwa jak najbardziej żywej i aktywnej masy orków, widzących swą przyszłość w zduszeniu naszej niepodległości, wolności i prawa do samostanowienia? Żywiących się nędzą, strachem i eliminacją całych narodów?
Zważmy proporcje, sens, logikę. Nie dawajmy pola postsowieckiemu kłamstwu w niszczeniu tego, co dobre, na rzecz tego, co nienawistne i tkane na naszą zgubę.

Dla Polski Ukraina to skarb. Nie wyceniam wysiłku moich pobratymców na hrywny, dolary, euro czy złote. To nie taki skarb (choć też). To przede wszystkim – brzydko powiedzieć – kraj buforowy, który przejął palmę bohaterstwa w zahamowaniu wschodniej satrapii. To przede wszystkim kraj, który wobec zaistniałej sytuacji – i wobec działań samych Polaków – jest teraz naszym najbliższym sprzymierzeńcem. A zważywszy na narodowego ducha i to, co pokazali na froncie – sprzymierzeńcem wartym więcej niż złoto.
A jest jeszcze i kolejny aspekt tej wojennej sytuacji. Nie całkiem nowy: wszak Ukraińców zjeżdżało do Polski już wcześniej wielu. Już wcześniej, z tego, co wiem, było ich około miliona. I oto Polska, która, mimo wielowiekowych tradycji państwa wielonarodowego – przez komunistów stała się państwem niemal homogenicznym etnicznie, kulturowo i religijnie – i w takim to stanie trwała ponad pół wieku – na powrót staje się krajem o bardzo dużej mniejszości etnicznej w swoim obrębie. To musi mieć skutki gospodarcze, językowe, kulturowe i wiele innych. Już ma.
Znajdują się oczywiście tradycyjne, nacjonalistyczne płaczki, ze starą, dziewiętnastowieczną śpiewką: zagrożenie tożsamości, narodowe, kulturowe, ble, ble, ble…

Można mieć w tej kwestii różne poglądy. Nawet najgłupsze.

Ja, na własny użytek, w oglądzie historii stosuję jedną zasadę: warto opierać się nie na przesądach, nie na ideologiach, nie na tępych hasłach, ale na empirii. A dla mnie z historycznej empirii wynikają wnioski zgoła inne niż jakimś konfederackim popłuczynom po Dmowskim czy ONR–ze. Diametralnie inne:
– Polska była państwem najsilniejszym i najbardziej rozwiniętym wtedy, gdy inne narody w swym obrębie dopuszczała do samostanowienia i współrządów;
– Polska była najpotężniejsza wtedy, kiedy panowała w niej tolerancja religijna i etniczna;
– polska kultura rozwijała się najbardziej wtedy, gdy mieliły się w niej razem najróżniejsze prądy i tradycje etniczne;
– Polska była najbardziej wyjałowionym kulturowo i gospodarczo, szarym i przygnębiającym tworem wtedy, gdy przykrojono ją do etnicznej i cywilizacyjnej jednolitości;
– na całym świecie największe osiągnięcia gospodarcze, kulturowe i techniczne mają te kraje, które wyglądają jak amerykański melting pot: są areną krzyżowania się różnych kultur i prądów cywilizacyjnych;
– najbardziej zaś zapomnianymi przez Boga, a pamiętanymi przez Szatana miejscami są te, w których nagle pojawia się szaleństwo powodowania, aby wszyscy byli jednakowi, zglajszachtowani, spod linijki, jak trawa przystrzyżona ideologicznymi nożycami. Nacjonalistyczna pustynia dętych haseł.

Z tego punktu widzenia i w tej kwestii przed Polską otwiera się historyczna szansa: na wzbogacenie kultury, na ożywczą wymianę doświadczeń, na nowe spojrzenie na świat i świata na nas; wreszcie na całkiem nowe smaki polskiej kultury.
Są też i inne frukta, które niespodziewanie możemy osiągnąć. Przede wszystkim uporządkowanie polskiej sfery politycznej: to, co działo się ostatnimi laty, stało się istotnym zagrożeniem dla bytu polskiej państwowości – przynajmniej w ramach demokracji liberalnej. Wojenki z UE, próby putinizacji kraju przez naszych domorosłych naśladowców „rządów silnej ręki” Wołodii, ciągłe bredzenie o „konserwatyzmie” i wartościach przy notorycznym tych wartości łamaniu i opluwaniu… Łamanie konstytucji, niszczenie trójpodziału władzy, atak na niezależne media, na niezależne sądownictwo, niszczenie zaufania obywateli do państwa i jego administracji, bezustanne szczucie na siebie całych grup społecznych i zarządzanie nienawiścią i strachem, niszczenie samorządności, obywatelskości i instytucji kultury dla prywaty, korupcji i triumfu ciemniactwa: zaiste, ostatnie lata polskiej polityki to czas wstydu i prymitywizmu. Czego jednak nie mogły dokonać sumienie, rozsądek, praca – mogą zrządzić zewnętrzne okoliczności: oto okazało się, że szczucie na UE to spełnianie rosyjskiej racji stanu, że dopuszczanie do rządzenia armią wariatów i rosyjskich agentów to proszenie się o utratę niepodległości, że szczucie na siebie ludzi, by dłużej trwać przy władzy i nabijać kabzę, to idea samobójcza.
Wreszcie te zatrważające sceny z robieniem jakichś antyeuropejskich szczytów w Warszawie z udziałem jawnie opłacanych przez Putina polityków: Le Pen, Salviniego... Te romanse z proputinowskim Orbanem, obecnym hamulcowym sankcji (prawo veta)... Nie twierdzę, że politycy PiS nagle zmądrzeją. Twierdzę, że być może teraz zmusi ich do tego jedyne, czego się boją (bo przecież nie boją się ani sumienia, ani kryminału) – opinia publiczna. Przepchnięcie prorosyjskiego Orbana przez gardło "samodzielnie myślącym" wyborcom PiS może się już nie powieść nawet takim tuzom, jak Kurski, Ziemkiewicz czy bracia Kremlowscy. Choćby zapraszali go do szerzenia propagandy tak otwarcie, jak zaprosili rosyjskiego ambasadora... A i niektórzy pisi wyrobnicy poczuli nagle wiatr w żagle: oto imć Duda, zważywszy, że mało do stracenia, a sporo do zyskania – nagle nam się wyjazdem w Kijowie wyemancypował. I na zdrowie, dobre i to, choć musztarda po obiedzie nieco.

Ba, nadchodzi dość istotna szansa na pokazanie rosyjskiej piątej kolumny w Polsce: na te wszystkie finansowane przez Kreml Ordo Iurisy, Konfederacje, Braunów, Korwinów, Kaje Godek, partie w rodzaju jakiejś agenturalnej "Zmiany" Mateusza Piskorskiego... Od lat działają u nas mniej lub bardziej jawnie partie, koterie i grupy ludzi finansowane przez Rosjan lub ich pośredników. Od lat zatruwają polskie życie społeczne, skłócają na zlecenie, jątrzą, sieją wątpliwości, propagandę, kłamstwo, niepewność, nienawiść, spory kulturowe i obyczajowe – w pragnieniu, aby Polacy rzucali się sobie do gardeł w sporze o aborcję, imigrantów, gejów i co tam jeszcze, atomizując się wobec zjednoczonej watahy orków. Bardzo sprawnie sieją kłamstwa i dezinformacje.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki tysiące ognisk antyszczepionkowej dezinformacji w Internecie błyskawicznie zmieniło się w siedliska opiewania "operacji specjalnej" i lamentów o "banderowcach". Jest dla mnie niepojęte, dlaczego tak rażący po oczach proces masowego ogłupiania przez rosyjską propagandę Polaków nie jest niemal w żaden sposób hamowany przez polskie służby. Mam swoje podejrzenia, dlaczego, ale – na miłość boską, obym się jednak mylił!
Teraz jest szansa, póki czas, na ukręcanie łbów tej kremlopochodnej hydrze. Skoro pisie państwo widziało w przymykaniu na to oczu jakiś interes, być może teraz, pod wpływem opinii publicznej, od tego interesu się odżegna. Jak, mam nadzieję, od Le Pena i Orbana też. 
Są pewne jaskółki, oby nie ostatnie: Konfederacja zwołuje w sejmie konferencję na temat mniemanych zagrożeń związanych z ukraińskimi uchodźcami. Wszyscy dziennikarze i operatorzy odkładają sprzęt i odchodzą, w geście protestu. ONR-owscy spadkobiercy wiecznej współpracy z Rosją wbrew "zgniłym miazmatom Zachodu" mówią do powietrza.
Piękne. Oby tak dalej.
Przykre, że to otrzeźwienie ma szansę przyjść dzięki pomordowanym ukraińskim ofiarom. Ale niechże, na miłość boską, nadejdzie – bo może przyjść rychło czas, iż będzie na nie za późno.

Ukraińcy usłyszeli pierwsze syreny pewnie tuż po czwartej…

Wydaje mi się, że sprawa jest jasna. Witaj Ukraino. Witaj w NATO, UE i w strukturach Zachodu. Witajcie Ukraińcy. Choć nie jesteście dla nas nowi: dobrzy z was pracownicy i sumienni ludzie.
Zniszczymy Mordor. Razem. Siostro Ukraino.

Four: World

To już teraz krótko, bo wiem, że nadużyłem waszej cierpliwości.
– Szwecja i Finlandia chcą do NATO;
– Niemcy ślą broń wbrew ponad sześćdziesięcioletniemu narodowemu consensusowi, wedle którego nie robiły tego od II wojny światowej;
– Europa Zachodnia wszczyna szybkie procesy odcięcia się od rosyjskiego gazu, ropy i węgla; dywersyfikuje szlaki dostaw, wyznacza na to plany. Nord Stream II w rozsypce, a Niemcy, którzy mieli plan pozamykania elektrowni atomowych, mówią już otwarcie o powrocie do tej energii. Coraz więcej firm próbuje komponenty, których brakiem szantażują Europę Chiny, produkować u siebie. Nadchodzi coś w rodzaju spóźnionej refleksji: nie można finansować i współpracować z bandytami, bo w końcu padnie się ofiarą oszustwa, zdrady lub szantażu. Nie można finansować przemocy i państwowych maszyn zbrodni, choćby na krótką metę oznaczało to podniesienie własnego poziomu życia. Nie wiem, czy ta lekcja zostanie przez kraje Zachodu dobrze przyswojona: ale, wbrew pozorom, potrafią tam liczyć i nie sądzę, żeby ostatnie pouczające tygodnie poszły całkiem w tej kwestii na marne;
– większość krajów UE rozpatruje aspiracje Ukrainy w ten sposób, że jej wejście do UE będzie przyspieszone;
– wywiad amerykański podrzuca Ukraińcom informacje na bieżąco;
– Chiny nadal próbują być imperium zła numer dwa. Niby tam na razie nabotoksowanego popierają, ale im nie do końca wychodzi, bo lubią pieniążki i prestiż. Dwuznaczna polityka Chin może oznaczać wiele, w tej chwili wygląda to na łagodne poparcie dla Putina, wynikające z własnych imperialnych interesów na przykład wobec Tajwanu, dla których Chiny chętnie posłużyłyby się podobnymi rosyjskim środkami. Niemniej ja bym na miejscu Rosjan w euforię nie wpadał: Chiny nie będą zapewne skłonne brać w opiekę stronę przegraną. Jak historia wskazuje, błyskawicznie mogą stać się z sojusznika wrogiem – i pasuje do nich znane powiedzenie: „Panie, chroń od takich przyjaciół, bo z wrogami poradzę sobie sam”. Wszystkim Rosjanom zalecałbym obejrzenie hulających po sieci filmików z chińskich szkół, na których nagrane jest zbiorowe pranie mózgów w rytm skandowanych haseł: teraz Rosję się tam chwali i sławi, lecz, jeśli propaganda Mordoru numer dwa tak zadecyduje – skandowane hasła obrócą się o sto osiemdziesiąt stopni na pstryknięcie palcami... to orwellowskie społeczeństwo jest w tym wprawione na tyle, że na miejscu Rusów nie spałbym spokojnie;
– daj Boże, wygra ten cywilizacyjny topos, za który jesteśmy, jako Zachód, odpowiedzialni. Nadzieję daje na to niebywałe zjednoczenie cywilizacji Zachodu: ustało wiele sporów i tarć, poparcie dla Ukrainy jest niemal jednolite, Amerykanie uznają zapewne Rosję za państwo terrorystyczne ze wszelkimi tego konsekwencjami, a kraje tzw. "pierwszego świata" od Australii i Nowej Zelandii po Kanadę i Szwajcarię dołożą do tego praktyczne wprowadzenie tego faktu w życie;
– Rosja szykuje sobie taką smutę, że ta sprzed kilkuset lat będzie niczym. Być może szykuje sobie także oderwanie całych połaci terytorium, długoletnią nędzę i rolę światowego pariasa oraz faktycznego miernego wasala Chin;
– Rosja pokazała nie tylko nędzę i bezradność swojej propagandy, ale wprost i nędzę swojej gospodarki, armii, strategii, ustroju, a także przyszłości. Cały świat zobaczył, że ten kolos to pusty, pijany zewłok na glinianych nogach. Ze strategicznego punktu widzenia to dla rosyjskiej racji stanu błąd potworny. Ale niejedyny, albowiem ta wojna ukazała w całej okazałości przewrót technologiczny, który na naszych oczach zmienia sztukę wojenną, i to na całym świecie. Tradycyjne zagony milionów ton stali, tysiące czołgów, samolotów, wozów pancernych – przegrywają z Javelinami, NLAW-ami, lekkimi dronami i elektronicznym wywiadem. Widać to już było w Iraku i Afganistanie, ale teraz… widać jeszcze bardziej. A tak się składa, że rosyjskie wojsko i taktyka są żywcem wyjęte z fałszywego snu o „wojnie ojczyźnianej”. Widzi to świat. NATO. Stany. Ale przede wszystkim widzą to Chiny.
Na co ci to było Wołodia, nieszczęsny idioto?
– i to wszystko dzięki imperialnym chętkom pustego dzbana, któremu ponad sto czterdzieści milionów głupców dało sobie wejść na łeb.

Cudowny przykład, jak nienawiść i złość niszczą wszystko, co zamierzały osiągnąć.
To straszne, że przy takich stratach i nieszczęściu ludzkim.

Ta wojna nie jest zwykła, jako się już wcześniej rzekło (o ile jakakolwiek jest). I, jak po każdym takim wstrząsie, pojawiają się szersze analizy i postulaty na przyszłość.
Malkontenci powiadają, że nic się pod względem światowego bezpieczeństwa nie zmienia: jak marną i bezradną była Liga Narodów, tak teraz jest ONZ.
Ja jednak jestem umiarkowanym optymistą. Być może to kolejny impuls dla tej powolnej, toczonej w mękach drogi do światowego bezpieczeństwa. Wszak dziś dysproporcja między NATO a bandyckim najeźdźcą jest tak olbrzymia na korzyść NATO, jak w dwudziestym wieku nikomu się to nie śniło. Wszak to dziś widzimy, że w razie tak potężnego zagrożenia lekcje historii zostały odrobione: zakres wsparcia Ukrainy sprzętem i finansami jest bezprecedensowy (no, może jakieś porównanie do Lend-Lease jest), skala sankcji na Rosję także. Być może to nadal za mało, być może trzeba więcej, być może strach przez głowicami nuklearnymi Rosji jest przesadzony – ale można domniemywać, że przy takiej skali determinacji los Putina i jego bandyckiego państwa jest przesądzony.
I to raczej w krótkich terminach.

Strona autora: https://stronasimona.wordpress.com/