Wojna u naszych sąsiadów, fala uchodźców w Polsce i niestabilna sytuacja polityczna na arenie międzynarodowej sprawiają, że każdy z nas czuje się w tej sytuacji bardzo zagubiony. Nie wiadomo, jak żyć w obecnym czasie. Nie da się żyć jak gdyby nigdy nic. Chodzić do kawiarni, kina, teatru czy planować urlop, gdy tuż obok setki tysięcy ludzi mieszkają kątem u obcych im ludzi, często bez znajomości języka, z dobytkiem w siatce lub tylko z torebką, w podarowanych, używanych ubraniach, butach, z lękiem, ze łzami w oczach i wciąż nieopuszczającym ich strachem o rodzinę, która została na terenach wojny. Czy możemy żyć tak, jakby to nas nie dotyczyło?
Życie w obliczu zła, niesprawiedliwości, życie w cieniu wojny – jakie może być? Jak dalece wojna nas dotyka? Jak zmienia nas i nasze życie? Wiele osób żyje jak gdyby nigdy nic. Ale wielu z nas nie umie już żyć normalnie. Budzimy się z myślą o wojnie i zasypiamy z tą myślą. Szczególnie kiedy wojna ma znane nam ludzkie oblicze: oblicze cierpienia naszych krewnych, znajomych, przyjaciół, którzy walczą na froncie bronią lub pomocą humanitarną; oblicze umęczonej matki, która kilka dni uciekała z dziećmi i często starszą osobą przez tereny niebezpieczne, objęte działaniami wojennymi, opierając się na słowach często mało znanych osób, że w Polsce będzie czekać na nią dach nad głowa i bezpieczna przystań. Teraz boryka się z lękami swoich dzieci i swoimi. Musi stawić czoła rzeczywistości, w której albo wcale, albo słabo rozumie język polski, musi załatwić sobie i dzieciom dokumenty, szkołę, pracę, często borykając się z poważnymi brakami w dokumentach. Czy w obliczu takiej sytuacji mamy moralne prawo bawić się, wydawać pieniądze na zbytki i planować wakacje?
Otóż pytanie to jest bardzo trudne, a odpowiedź niejednoznaczna. W dużej mierze zależy ona od naszego systemu wartości i podejścia do życia. Jeśli wartość ludzkiego życia jest dla nas najwyższą wartością, będziemy umieli znaleźć równowagę między naszym życiem a życiem drugiego człowieka. Między wartością naszego życia a życiem drugiego człowieka w potrzebie. Życie musi się toczyć. Dla nas – musimy chodzić do pracy, robić zakupy, wozić dzieci do szkół, dbać o ich edukację, musimy dbać o nasze domy, samochody itd. itp. Jednak możemy to robić rozsądnie. Nie musimy wydawać pieniędzy na luksusy. Możemy powściągnąć nasze zbytki, wydawanie ponad miarę, bo kwoty te mogą zapewnić innym godziwe życie: chleb i dach nad głową. Nie musimy jechać na zagraniczne wakacje, możemy tego lata spędzić wakacje w kraju. Ale jednocześnie nie musimy. Możemy polecieć na zagraniczne wakacje, jeśli widzimy ich sens i wartość dla nas i naszej rodziny. Jeśli nie mamy konfliktu sumienia, możemy to robić. Nasze życie się toczy. Dziś jest może już nie takie spokojne, bo i nad nami wisi z oddali widmo wojny, ale mimo to żyjemy w pokoju. Nasze dzieci myślą o egzaminach w szkołach, studiach i dalszym życiu. Uczynienie ich życia jak najbardziej normalnym i wartościowym jest naszym pierwszym zadaniem. Nasze życie płynie, płynie też życie uchodźców w naszym kraju. Ale zmienia się nasza perspektywa patrzenia na wiele spraw.
Jak więc płynie życie w czasie wojny? Naznaczone jest wciąż piętnem niesprawiedliwości i cierpienia. Życie w takiej perspektywie zawsze nas zmienia. Nie tylko w perspektywie wojny. Wobec jawnej niesprawiedliwości i cierpienia, klęski głodu na kontynentach najbiedniejszych nasze życie w pokoju, dostatku jest wielkim darem. Jeśli mając świadomość, jakim skarbem jest woda – mając w pamięci i w sercu dzieci i całe rodziny skazane na wielokilometrowe wędrówki każdego dnia po wodę – będziemy i my, i nasze dzieci szanować i oszczędzać wodę. Podobnie z jedzeniem. Uczenie dzieci wrażliwości i szacunku do jedzenia między innymi dlatego, iż wiele osób głoduje na świecie, powoduje, iż nasze serca się poszerzają. Nie jesteśmy obojętni na niedostatek innych. Umiemy żyć w konkretnym kontekście, nawet jeśli nie dotyka nas bezpośrednio bieda, brak wody, cierpienie, wojna. Możemy wspierać nie tylko słowem, pieniędzmi, ale i tym, jak żyjemy. Naszymi przekonaniami, naszym podejściem do dóbr, które często mamy tylko dlatego, że urodziliśmy się tu w Europie, a nie w Azji czy Afryce, czy na terenach, gdzie latami toczą się wojny na tle narodowym. Nasza postawa wdzięczności za wszystko, co mamy, może nas czynić bardziej wrażliwymi. Może nas uzdolnić do czynów, które nadadzą kierunek naszemu życiu oraz ukażą jego głęboki sens. Sens spotkania, solidarności, braterstwa w naszym człowieczeństwie, wartości i godności ludzkiej.
Nasze życie pełne jest sytuacji, na które nie możemy się przygotować, których nie możemy przewidzieć. Czasami kryzys goni kryzys. Nikt nie jest gotowy na takie doświadczenia. Nikt nie jest gotowy na śmierć, wojnę, choroby, cierpienie i wygnanie. A jednak przychodzi niektórym z nas żyć w takich sytuacjach. Innym udaje się omijać kryzysy. I muszą żyć według tego, jakie życie dyktuje warunki. Czy jednak w obliczu okrucieństwa i barbarzyństwa wojny nie jesteśmy wszyscy nią dotknięci? W pewnym sensie tak. Nasza solidarność w obliczu tego doświadczenia pokazuje nam, jak bardzo dotyka nas wszystkich. Nasze życie jednak mimo wszystko toczy się w cieniu wojny, choć żyjemy wciąż w pokoju. Troszczymy się o nasze małe sprawy, zabiegamy o banalne w obliczu wojny drobiazgi, ale musimy z tych małych kawałków składać nasze życie. Nie możemy zamknąć się i tylko przeżywać to, co się dzieje. Działamy, pomagamy, jak możemy, z trudem pracujemy, bo nasze życie tego wymaga. Prowadzimy prawie normalne życie, prawie normalne…