Szukając najlepszego podejścia do wychowania dzieci, ludzie często zapędzali się na manowce. Chcąc naprawić błędy dziadków, które nasi rodzice odczuli na własnej skórze, pokolenie wnuków poszło w zupełną inną stronę. A potem to już „rozwiązał się worek” z różnymi podejściami, metodami i teoriami wychowawczymi. Dorośli dawali swoim dzieciom to, czego sami nie otrzymali od swoich rodziców. Czasem było to więcej „luzu”, czasami „kumplowanie się”, zamiast stawiania wymagań, no i przede wychowanie bezstresowe jako wynagrodzenie kolejnym pokoleniom ciągłego życia w stresie ich przodków. Inni natomiast jak helikoptery krążyli nad swymi pociechami, nie dopuszczając, aby coś złego im się przytrafiło. Założenia były piękne, a wyszło… jak zawsze.
Tak naprawdę samo pojęcie wychowania kłóci się z wieloma pomysłami i teoriami powstałymi na przestrzeni ostatnich lat. Celem wychowania ma być ukształtowanie młodego człowieka w konkretny sposób, co zakłada posiadanie jego „wizji końcowej”, efektu finalnego, do którego wszystkie nasze zabiegi mają zmierzać. Oczywiście dopuszczamy istnienie pewnej przestrzeni na jego własne decyzje i wpływy z zewnątrz, nie mogą one jednak kolidować z głównym kierunkiem rozwoju, jaki obraliśmy. Czy brzmi to strasznie w uszach dzisiejszego pokolenia wierzącego w szeroko pojętą wolność? Może i tak, ale tak na zdrowy rozsądek nie ma w powyższym podejściu niczego szokującego. Aby to zrozumieć, trzeba dostrzec przykłady w codziennym życiu.
Jeżeli przyjmiemy za najwłaściwsze, bardzo modne dzisiaj, wychowanie „w wolności”, możemy łatwo przewidzieć, jakie będą jego skutki. Często bowiem „wolność” mylona jest z „samowolą”, która nie daje miejsca na stawianie granic. Co więcej, pozwala na całkowite odejście od zasad, już nie tylko rodzinnych, ale często także społecznych. Daje możliwość dojścia do granic absurdu w zachowaniu, wyrażanych poglądach czy ubiorze, który jednych zaskakuje, innych gorszy, a jeszcze kolejnych śmieszy. Wszystko w imię swobodnego wyrażania siebie poprzez stylizację, ekspresję słowną lub fizyczną, nawet jeśli wykracza ona poza granice smaku i szacunku do drugiego człowieka. Młodzi ludzie, wolni w swych wyborach, mogą odmówić chodzenia do szkoły, zachowania zgodnego z ogólnie przyjętymi normami, pomocy rodzicom w codziennych czynnościach domowych czy też pielęgnowania tradycji związanej z obchodzonymi świętami, jubileuszami itp. Oczywiście dochodzi do tego dowolność w wyznawaniu religii i życiu według wartości z nią związanych. Z jednej strony chcemy, aby nasze dzieci były trochę takie jak my, a jednocześnie oddajemy im „stery”, nie ucząc wcześniej, jak dobrze przepłynąć przez życie. Często skazujemy ich w ten sposób na los „rozbitków”.
Czy w takim razie nasi dziadkowie, którzy wierzyli w wychowawcze właściwości kar cielesnych, mieli rację? Czy najlepsze jest wychowanie przez wymaganie i podejmowanie za nich wszystkich decyzji? Oczywiście, że nie. Nie popadajmy z jednej skrajności w drugą. Mamy prawo do wychowania dzieci według naszych wartości i naszych oczekiwań, jednak nie pod groźbą kary. W sumie trudno jest oczekiwać tego, aby rodzice wyznający konkretną religię, uczestniczący w wydarzeniach patriotycznych, żyjący według wybranych wartości nie dopuszczali do nich swoich dzieci. Tak w sumie musiałoby to wyglądać, aby dać im swobodę i wolność wyboru. Co więcej, należałoby również zapewnić im dostęp do informacji na temat innych religii, systemów wartości, poglądów politycznych i przedstawić je wszystkie w obiektywnym świetle. Przecież jeżeli chcemy dać im naprawdę wolność wyboru, nie możemy niczego sugerować ani wywierać presji. Jak to wprowadzić realnie w życie? Czy takie podejście można jeszcze nazywać „wychowaniem”? Jak daleko ma sięgać ta wolność, aby nie oznaczała całkowitego zerwania z domem rodzinnym, jeżeli nie będzie ona pasował do nowego stylu życia?
Ja zdecydowanie opowiadam się za takim podejściem do wychowania, które nie przekreśla roli rodzica jako tego, który wprowadza w życie, stawia granice i wskazuje drogę, którą według niego należy iść dalej. Nie chodzi mi oczywiście o podejmowanie każdej decyzji za dziecko ani wyznaczanie mu ścieżki zawodowej. Osobiście skupiam się na tym, aby wychować moje dzieci na dobrych ludzi, patriotów i katolików. A do tego staram się podkreślać wartość rozumu i rozsądku w obliczu różnych alternatyw. Wychowanie „do”... np. do religii zakłada, że faktycznie żyjemy według zasad naszej religii, uważamy, że są one najlepsze spośród szeregu innych i staramy się wychować dzieci tak, aby podzielały nasze zdanie w tej kwestii. Jestem przeświadczona, że pomoże im to przejść przez życie, omijając co większe przeszkody. W obliczu trudnego wyboru będą wiedzieli, czym mają się kierować, a gdy upadną, odejdą daleko od wpajanych im wartości (przecież każdemu zdarza się zbłądzić), będą mieli do czego wracać. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, w której my z mężem modlimy się rano i wieczorem, co niedzielę uczestniczymy we mszy świętej, celebrujemy różne wydarzenia religijne, a dzieciom dajemy w tej kwestii swobodę. Nie dajemy, ale też nie przymuszamy.
Podobnie jest z wychowaniem do innych wartości, chociażby patriotyzmu. Podkreślamy wagę miłości Ojczyzny, polskości i historii, która ją tworzyła. Dla nas duże znaczenie ma właściwa polityka rządzących naszym krajem, świadomy udział w wyborach i poczucie wpływu na dalsze losy Polaków. Nie namawiamy więc na wyjazd, robienie kariery za oceanem, ucieczkę z tego „zaścianka” Europy. Jeżeli chcemy coś zmienić, to trzeba działać, a nie narzekać. No dobrze, a co z wolnością? Jak najbardziej wychowanie DO wolności jest bardzo ważne. Dlaczego „do”, a nie „w”? Ponieważ jako rodzice musimy nauczyć nasze dzieci wybierać w sposób wolny spośród wielu „uciech” i swobód, jakie zaproponuje im świat. Chcemy, aby umiały powiedzieć „nie” i czuły się pewnie w tej odmowie, bez poczucia straty w oczach kolegów i koleżanek. Nasze dzieci muszą znać swoją wartość, która nie jest zależna od tego, co powiedzą o nich inni.
W wychowaniu kluczowe jest postawienie sobie kilku pytań: „Do czego chcemy wychować nasze dzieci? W jakim świecie chcemy, aby żyły? Jakie role społeczne będą w nim zajmować?”. Bo przecież to właśnie one będą ten świat tworzyły. Ale nie możemy oddać przyszłości w ręce nigdy niedorosłych dzieci, nieodpowiedzialnych ludzi bez kręgosłupa moralnego. Ludzi, którzy ponad wszystkie wartości przedkładają swobodę wyrażania siebie i rozluźnienie obyczajów. Z historii powszechnej wiemy, że każde wielkie mocarstwo, każda znacząca cywilizacja upadła z powodu „wewnętrznego rozkładu”, do którego doprowadziło odrzucenie sprawdzonego systemu wartości. Niestety, historia pokazała też aż nazbyt wiele razy, że ludzie nie umieją uczyć się na błędach z przeszłości. Nie traćmy jednak nadziei, przed nami nowy rok, nowa szansa, aby to zmienić.