Cała nasza wiedza o mózgu, o tym, co lubi, a czego nie, jak się najlepiej uczyć, jak trenować pamięć i koncentrację na nic się zda, kiedy nam się nie chce… Czasami mamy wielkie plany, pragnienia rozwoju, osiągnięcia czegoś wielkiego. Przepełnia nas entuzjazm i ciekawość. Często jednak wystarcza nam tej energii na chwilę. Zaraz pojawia się marazm, zniechęcenie, zaczyna brakować sił, to, o czym marzyliśmy, przestaje nas interesować. Nazywamy to słomianym zapałem. Jak go uniknąć? Kilka strategii podpowiada nam Mikołaj Marcela w swojej książce Dlaczego szkoła cię wkurza. Te pozornie szkolne rady są na tyle uniwersalne, że i chcący się rozwijać dorosły coś dla siebie znajdzie.
Pierwszy krok to obudzić w sobie motywację. To nie takie trudne, bo natura wyposażyła nas w niewyczerpane pokłady motywacji. Trzeba tylko umieć do niej dotrzeć. A to ułatwi nam wgląd w siebie, czyli obserwacja tego, co nas napędza, co lubimy, co nam dodaje energii. Muszą przy tym zostać spełnione określone warunki: poczucie wpływu no to, czego się podejmujemy, pewne umiejętności i oczywiście przekonanie o tym, że to, co chcemy osiągnąć, będzie dobre dla nas lub dla kogoś innego, czyli będzie użyteczne.
Warto też poszukać swoich mocnych stron, zdolności i talentów, które mogą nam pomóc w osiąganiu celów. Talenty można znaleźć, przyglądając się najpierw swoim sukcesom, temu, co nam się udało, co nam przychodzi z łatwością, co nam sprawia radość. Drugi krok to przyjrzenie się swoim uczuciom związanym z podejmowanym działaniem – czy jest to niechęć, czy może obawy. Obawy nie są groźne. Niechęć będzie wskazówką, że może nie tędy droga. Chodzi o to, żeby odkryć, do czego nas ciągnie, co chcemy robić sami z siebie. Potem przyjrzyjmy się temu, co chcemy w sobie rozwijać, czego uczymy się szybko, co nas interesuje, dla czego jesteśmy w stanie poświęcić inne sprawy. Wreszcie przypomnijmy sobie listę spraw, zadań, które zrealizowane, przynoszą nam poczucie satysfakcji, które sprawiają nam przyjemność, dają siłę do dalszego działania.
To taki fundament tego, żeby się chciało. Kolejny krok to mądrość. Chodzi o mądry cel, czyli SMART. SMART to akronim, który wylicza, jakie cechy powinien mieć dobry cel. Powinien być skonkretyzowany, czyli jednoznaczny, powinien być mierzalny, czyli możliwy do sprawdzenia, powinien być ambitny, czyli być pewnego rodzaju wyzwaniem, ale też możliwy do osiągnięcia, a przede wszystkim osadzony w czasie.
Kiedy już opracujemy taką bazę, czas na działanie. Naczelną zasadą jest konsekwencja. Żeby się nią kierować, należy pracować nad silną wolą, ale bez obawy – tylko małymi kroczkami. Żeby sobie wypracować jakiś nawyk, zaleca się, aby robić tę samą rzecz codziennie, o tej samej porze, przez 15 minut, przez miesiąc. I gotowe. Nawyk wyrobiony. I umiejętność konsekwentnego działania też.
Teraz możemy przystąpić do realizacji mądrych celów. Trzeba jednak pamiętać, aby były one w naszym zasięgu, a więc nie powinny być za duże, tylko takie, w których łatwo będzie zobaczyć postępy. To pozwoli nam uwierzyć, że wszystko jest możliwe. I tak krok po kroku, gromadząc swoje małe zwycięstwa, będziemy osiągali zaplanowany cel.
W realizacji celów optymalny stan to stan flow, czyli dążymy do tego, aby czuć się jak ryba w wodzie w tym, co robimy. To takie płynięcie z prądem – stan, który wynika z tego, że umiemy coś zrobić, to coś potrafi nas bez reszty pochłonąć i do tego czegoś intuicyjnie nas ciągnie. Flow pojawia się wtedy, kiedy zarówno wyzwanie, jak i nasze kompetencje mają odpowiednio wysoki poziom. Zbyt niskie kompetencje przy wysokim wyzwaniu będą powodowały niepokój i lęk, a zbyt niskie wyzwanie przy dużych kompetencjach – znudzenie i obojętność.
I na koniec najważniejsza rada – zaleca się, aby nie skupiać się na słabych stronach i na podejmowaniu pracy nad nimi, ale aby działać na odwrót – pracować nad swoimi mocnymi stronami. To im poświęcać uwagę, na nich budować, a będzie to procentować wzrostem sił, energii i pasji. I oczywiście skutecznością działań, których się podejmiemy.