„To nowe stworzenie o długich włosach ciągle staje mi na drodze. Czatuje wciąż w pobliżu i podąża moimi śladami. Nie lubię tego; nie przywykłem do towarzystwa. Wolałbym, aby przebywało wśród innych zwierząt... Chmurno dzisiaj, wiatr wieje ze wschodu, będziemy mieli chyba deszcz... My? Skąd wziąłem to słowo? Już sobie przypominam. – Nowe stworzenie go używa”. (M. Twain Pamiętnik Adama i Ewy)

Że człowiek jest istotą społeczną, nie trzeba nikogo przekonywać. Jak powietrza potrzebuje kontaktów społecznych. Ich brak powoduje zaburzenia zarówno w sferze funkcjonowania społecznego, jak i psychicznego. Pierwszym i najważniejszym środowiskiem doświadczania kontaktów społecznych jest rodzina. Różnie ją pojmujemy – wąsko jako małżeństwo i dzieci, ale też szerzej jako ogół krewnych. Różne też przybiera modele, zależnie od epoki, kultury, krótką mówiąc – czasów. Wydaje się jednak, że rodzina dzisiaj nie cieszy się popularnością, jest wyjątkowo krucha i bezbronna.

Niebezpieczne zmiany widoczne są gołym okiem. Pojawia się wiele alternatywnych form życia rodzinnego wobec zinstytucjonalizowanego małżeństwa i rodziny, na przykład życie w samotności, monoparentalność i inne. Takie formy pojawiały się jednak w różnych epokach i kulturach. Różnica jest taka, że obecnie mają charakter szerszy, a nie jedynie marginalny, jak to było dotychczas.

Dawniej rodzina jako całość była wartością nadrzędną w stosunku do tworzących ją jednostek. Dzisiaj promowanie indywidualizmu i autonomii odwraca tę tendencję. Zaciera się też tradycyjny podział ról pełnionych w rodzinie. Kobiety podejmują pracę zawodową, mężczyźni częściej uczestniczą w pracach domowych i opiece nad dziećmi. Widoczny jest nacisk na rozwój osobisty i niezależność partnerów tworzących związek. Zmianie ulegają też relacje pomiędzy członkami rodziny, zmniejsza się dystans między rodzicami a dziećmi, a zwiększa liberalizm. Rytm życia zawodowego, prywatnego, zajęcia pozaszkolne, ale i możliwość żywienia się poza domem ograniczają wspólnotowy charakter przeżywania codzienności. Wzrasta liczba osób rozwodzących się i małżeństw powtórnych. Obserwuje się też osłabienie roli wychowania rodzinnego. Czy te zmiany dotykające rodzinę realnie jej zagrażają?

Wydaje się, że nie. Nadal jest pierwszą potrzebą i podstawowym modelem współżycia, choć może nieuświadomionym, może wypieranym, kontestowanym. To w rodzinie uczymy się przyszłych społecznych ról, odnajdujemy (albo chcemy odnajdywać) bezpieczeństwo, azyl, przynależność. To w rodzinie uczymy się zasad, jakimi rządzą się stosunki międzyludzkie – uczymy się wzajemnie swojej emocjonalności, uczymy się rozpoznawać swoje potrzeby, rozumieć poszczególne fazy rozwojowe i etapy życia (zwłaszcza w relacjach między dziadkami a wnukami). Uczymy się bycia potrzebnymi sobie nawzajem, pewnej zdrowej zależności od innych. To rodzina jest miejscem wymiany wartości, marzeń i celów życiowych. To w rodzinie wreszcie najłatwiej i najskuteczniej można zapełnić pustkę emocjonalno-psychiczną. Inne struktury społeczne, ze względu na swój luźniejszy charakter, nie spełnią tej funkcji. Nadal więc większość z nas rodziny potrzebuje i poszukuje. Że tak jest, dowodzą liczne opowieści o domu, o czasach dzieciństwa – snute ze smutkiem i rozczarowaniem, kiedy okazywało się, że nasze domy nie spełniały naszych oczekiwań, nie zaspokajały potrzeb. Świadczą o tym liczne godziny na terapiach, kiedy z bólem próbujemy rozpoznać w sobie rany wyniesione z dzieciństwa. Takich dowodów dostarcza nam nawet kultura popularna, która od zawsze realizuje niemal jeden scenariusz pogoni za tym jedynym, ukochanym, a potem życiu długim i szczęśliwym – wspólnym oczywiście. Czy chcemy, czy nie, nosimy w sobie potrzebę „my”…

„Po tylu latach dochodzę do wniosku, że pomyliłem się co do Ewy; lepiej żyć poza Ogrodem z nią niż w Ogrodzie bez niej”. (M. Twain Pamiętnik Adama i Ewy)