Przychodzi taki moment po świętach i sylwestrze, że trzeba wrócić do rzeczywistości. Niektórzy pomiędzy świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem już nieco się wdrożyli do normalności. Niemniej jednak trudno jest powrócić do rutyny, do dawnego rytmu dnia, pracy, szkoły, przedszkola. W zasadzie już cały grudzień był czasem wzmożonej aktywności, przygotowań do świąt. Więc to wcale nie taki krótki okres działania trochę na innych zasadach niż przez cały rok.
Myślę, że wszyscy odczuwamy już powoli pewne znużenie świątecznym nastrojem. Zmęczeni jesteśmy świątecznym jedzeniem, nieregularnym spaniem. Choć w tradycji nadal mamy jeszcze świąteczny klimat. Jest jeszcze karnawał, a w Polsce okres Bożego Narodzenia nieco przedłużony jest nieformalnie aż do drugiego lutego – Święta Matki Boskiej Gromnicznej. Tylko jest to już świętowanie czy zabawa zupełnie na luzie, bez większego stresu, bez pośpiechu. Nawet nasze spotkania rodzinne i towarzyskie są spokojniejsze. Spotykamy się, by wspólnie kolędować czy bawić się na balach karnawałowych, gdzie omija nas już planowanie i cała otoczka organizowania.
Choćbyśmy nie wiem jak starali się odpuszczać w tym świątecznym czasie, to otoczenie i tak nas dogoni i trochę przyprze do muru, nie dając zapomnieć, że są święta, że trzeba jeszcze tyle zrobić, zaplanować. Atakowani jesteśmy z każdej strony wieloma bodźcami i czasami odbija się to na relacjach w naszych własnych domach, w których próbowaliśmy zachować zdrowy rozsądek.
Myślę, że wielu rodziców woli mimo wszystko pewien rytm dnia, rutynę. Szczególnie ze względu na dzieci, a już zwłaszcza te małe. One także odczuwają wyjątkowość świąt, cieszą się z nich na swój własny sposób. Towarzyszy im wiele różnych emocji jednocześnie. W rutynie nie ma tylu bodźców naraz co w okresie świątecznym. A to mikołajki, kalendarz adwentowy, prezenty, porządki, piosenki świąteczne, a to jeszcze nie daj Boże ciągły stres i szantaż emocjonalny związany z byciem grzecznym, by dostać prezent pod choinkę.
Takie przebodźcowanie bardzo obciąża i przeciąża nasze zmysły. Pojawia się permanentny stres. A jak wiemy, układ nerwowy dziecka tym bardziej nie potrafi jeszcze sobie z tym poradzić. Co więcej, dzieci nie potrafią odczytywać pewnych sygnałów, jak ogólny chaos, trudne emocje, nieadekwatne do sytuacji zachowanie. Świadczą one przede wszystkim o potrzebie odpoczynku, wyciszenia. A regulować i reagować na te sygnały powinniśmy my – rodzice.
W swoim osobistym ogródku też zauważam pewne konsekwencje przedświątecznej gorączki i samych świąt. Przede wszystkim jest to gorszy apetyt lub chęć jedzenia tylko słodkiego. Fakt, świąteczne potrawy nie są raczej przystosowane do diety dziecka, a też nie wszyscy uwzględniają to w planach świątecznych. Poza tym zauważam brak koncentracji lub zupełne unikanie kontaktu, zasłanianie uszu bądź częste tzw. głupawki, wybuchy złości. Dzieci w ogóle są bardziej zmęczone, nie potrafią znaleźć sobie miejsca. Co więcej, mają problem ze spaniem, często się wybudzają. Dużym problemem w czasie każdych świąt było dla naszego syna częste przemieszczanie się, odwiedziny, ubieranie się na okrągło. W tym roku Wigilia była u nas i już zauważyliśmy sporą poprawę w tej kwestii. Ponadto już teraz po czasie widzę, że skupienie się na samych obchodach świąt powoduje, że dzieci tym bardziej buntują się, by w nich uczestniczyć. Myślę, że potrzebują więcej uwagi i zrozumienia, że dla nich to niekoniecznie święta, o jakich my myślimy, a raczej wizyta ukochanych dziadków, cioć czy wujków, może bardziej wyjątkowa, strojna, z kolędami w tle i własnoręcznie zrobioną szopką i ozdobami. Do tego dochodzi ogólne znużenie, pomimo wielu wymarzonych prezentów. A to dlatego, że niestety brakuje po prostu czasu na wspólną zabawę. Synek bardzo często nam to mówi, że się cieszy z prezentów, ale chce się z nami bawić.
Problem może też stanowić powrót do szkoły czy przedszkola. U nas synek z początku krzywił się na wzmiankę o powrocie do przedszkola. Trochę mu się nie dziwię, po tak długiej przerwie każdemu jest trudno wstawać regularnie, robić wszystko na czas. Nasza córka również odczuła bardzo brak brata w domu. Snuła się po mieszkaniu w poszukiwaniu Jasia. Też nagle zabrakło jej najlepszego kompana do zabawy.
Podejrzewam, że w każdym domu, gdzie są dzieci, rodzice mają podobne rozterki. Nam się czasem wydaje, że sporo odpuszczamy w święta, że faktycznie więcej uwagi skupiamy na ich przeżywaniu niż przygotowaniu. A jednak dzieci czasem zauważają znacznie więcej. I niestety mają więcej trudności z poradzeniem sobie z tym brakiem organizacji. Choćby się nam wydawało, że zawsze wszystko robią na opak, nie w tym momencie, co należy, to jednak pewna regularność daje im poczucie bezpieczeństwa, stałości. Owszem dzieci też od czasu do czasu potrzebują swobody, a święta są ku temu wspaniałą okazją. Może jednak nie ze wszystkiego rezygnować od razu.
Do tego dochodzi też inny problem. Nasz podwyższony poziom stresu i nadaktywność świąteczna czasami mogą przesłaniać nam to, co najważniejsze – że dzieci nie złośliwie nie radzą sobie z nawałem emocji. A już na pewno nie w Wigilię. Dziecko do nauki samoregulacji potrzebuje spokojnej przestrzeni i spokojnego rodzica. Wciąż trzeba się tego niestety uczyć i przypominać, jak się nieraz okazuje. Dziś rodzice są mądrzejsi o pewną wiedzę, że można spróbować wyciszać swoje dzieci poprzez zabawę, jak masaże, siłowanki, namioty z koca, w których dziecko może się schować, różnego rodzaju zabawy sensoryczne, które pomagają dzieciom rozładować emocje. Myślę, że nasze mamy też intuicyjnie potrafiły to robić, bo ja do dziś uwielbiam pisanie palcem po plecach, co razem z dziećmi uskuteczniamy. Poza tym lubimy siedzieć w ciemności bądź przy przygaszonym świetle, bądź świeczkach i śpiewać cicho kolędy.
Skoro święta to taki stres, tak wymagający i bogaty w zgubne skutki okres, to ktoś zapyta, po co nam one. A po to, że nasze życie jest tak zorganizowane. Raz jest rutyna, a raz czas wyjątkowy, nie tylko święta, ale i urodziny, rocznice rodzinne itp. Te dwa okresy w roku powinny ze sobą współgrać, przenikać się. Od nas zależy jednak, jak sobie ten czas zorganizujemy. Poza tym, jak rutyna potrzebuje wyjątkowych chwil, tak wyjątkowe chwile potrzebują rutyny, by nie przestały być dla nas wyjątkowe właśnie. Nie ma jednej recepty, jak zniwelować w nas, w naszych dzieciach skutki poświątecznego zmęczenia. Z pewnością dobrze jest mimo wszystko skupić się na nas samych, na naszych relacjach, potrzebach, sposobie świętowania, jaki faktycznie pragniemy. To nie zawsze stoi w opozycji do tradycji. Może lepiej po prostu od siebie tak dużo nie wymagać, nie robić wszystkiego ponad swoje siły, nie stawiać sobie zbyt wygórowanych oczekiwań. Cieszyć się tylko z tego, że zrobiliśmy tyle, by wystarczyło. Oby kolejne święta to potwierdziły.