W poprzednich artykułach zarysowaliśmy nieco znaczenie obecności w życiu naszych dzieci. Teoria więzi opartej na neurobiologii zarysowana przez Daniela Siegla jest doskonałym zebraniem tego, co pozwala człowiekowi rozwijać się w sposób wolny, integralny i daje szansę na wspaniałe życie. Nie na życie idealne, ale wspaniałe. Nie na życie bez pomyłek i błędów, ale na życie, w którym umiemy przyznać się do tego, że zostaliśmy zranieni, ale i sami ranimy tych, których kochamy. Budowanie relacji z dziećmi zakłada naszą obecność w ich życiu opartą na 4 filarach: budowaniu ich bezpieczeństwa, na dostrzeżeniu ich takimi, jakimi są, oraz ukojeniu ich samych tak, by poczuły się pewnie.

Dziś kilka słów o obecności, która koi. Obecności, która daje uspokajającą całość. Pozwala wyregulować to, co w chwilach napięcia emocjonalnego wytrąca nas z równowagi i panowania nad sobą – w tym także nasze dzieci. Ukojenie sprawia, że zmniejsza się amplituda reakcji, co ma realny wpływ na nasze samopoczucie i samopoczucie naszych dzieci.

Na czym polega klucz do znalezienia tego złotego środka? Jeśli zastosujemy podejście opisane w tworzeniu więzi opartej na dostrzeżeniu i budowaniu bezpieczeństwa w naszych dzieciach, będziemy umieli także wypracować w sobie kojące podejście do naszego i nie tylko naszego dziecka. Przyjmijmy sytuację, w której dziecko zajęte czymś, zaabsorbowane nie reaguje na naszą prośbę zmiany, np. gdy nadszedł czas pójścia już spać. Dziecko zaczyna wpadać w spiralę złości, bo zajęcie, jakim jest pochłonięte, nie pozwala mu się od tego oderwać. Opiekun zaczyna więc naciskać bardziej i sam wpada w spiralę złości, zaczynają się przepychanki, grożenie karą, płacz dziecka. Tak rodzi się eskalacja napięcia między dzieckiem a opiekunem i zerwanie więzi. A przecież wystarczy dostrzec, że dla dziecka ważne jest to, co robi. Zaakceptowanie jego samego i tego, co jest teraz dla niego ważne, podkreślenie i zaproponowanie rozwiązania sytuacji, w której szanujemy to, co dla dziecka ważne, i połączenie tego z potrzebą snu, jaki jest mu potrzebny. Zaproponowanie takiego rozwiązania, które usatysfakcjonuje obie strony.

Mechanizm, o którym mowa, można zobrazować pozostawaniem dziecka w strefie zielonej – bezpiecznej, zintegrowanej, gdy czuje się dobrze ze sobą, jest spokojne. Jednak gdy zaczynają się silne emocje, które układ nerwowy wyolbrzymia, dziecko wchodzi w strefę czerwoną, w której nie panuje nad emocjami, nad tym, co w nim i wokół niego. Zdarza się też, że dziecko z lęku, strachu zastyga niejako, chowa się, jest jakby nieobecne, wchodzi w strefę niebieską. Jego układ nerwowy tłumi wszystko, odcina dziecko od rzeczywistości. Tu też następuje rozregulowanie. To rodzic ma pomóc powrócić dziecku do strefy zielonej, gdzie panuje ono nad sobą, jest zintegrowane i spokojne. Szczęśliwe.

Także my, rodzice, w sytuacji, w której zalewają nas reaktywne emocje, a władzę nad nami przejmuje neurofizjologia, nie tylko wiemy, że popadamy w kłopoty, ale i zalewa nas lęk, złość i strach. Zostajemy przytłoczeni sytuacją, nad którą nie możemy już zapanować. To samo tyczy się dzieci. Jeśli reagujemy w taki sposób: jeśli się zaraz nie uspokoisz, czeka cię kara, to nie mamy szans na uregulowanie napięcia, jakie przeżywa zarówno dziecko, jak i my. Jednak możemy zaproponować inne podejście sobie i naszym dzieciom w komunikacie: jeśli przytłaczają cię emocje i nie możesz się uspokoić – pomogę ci znaleźć sposób, jak możemy razem przywrócić ci spokój. Znajdziemy rozwiązanie – może nie od razu dostaniesz to, co chcesz, ale jestem przy tobie – będzie dobrze. Widać, jak bardzo różnią się te dwa podejścia. W jednym jest odrzucenie i samotność, w drugim pomoc i obecność – relacja i budowanie więzi. Jaką drogę obierzemy, to nasza decyzja. Świadoma decyzja.

Nasze wielokrotne interpersonalne ukajanie dziecka doprowadzi w końcu do tego, że dziecko samo będzie umiało znaleźć ukojenie w trudnych sytuacjach. Nauczy się je rozpoznawać i znajdzie drogę do samodzielnego, świadomego regulowania emocji, bycia przy samym sobie i słuchania siebie. Ale najpierw to rodzic może mu dać potężną broń w postaci swojej kojącej obecności, która będzie budowała w dziecku takie obwody neuronalne, które potem dziecko nauczy się samo wykorzystywać. Jednak by takie ścieżki neuronalne były trwałe, potrzeba wielokrotnego przepływu przez nie. Budowanie zdolności wewnętrznej regulacji emocji wymaga cierpliwości i powtarzalności. Ale dzięki zaspokajaniu tej fundamentalnej potrzeby wspieramy rozwój wyższych pięter mózgu i jego zaawansowanych funkcji, takich jak: podejmowanie decyzji, planowanie, regulowanie emocji i ciała, zdolność do przystosowywania się, empatia, samorozumienie czy ostatecznie moralność. Widać zatem, że kojąc nasze dzieci, nie tylko dajemy im narzędzie do samodzielnego regulowania emocji w przyszłości, ale i zmieniamy ich mózg, dzięki czemu zmiany, jakie zachodzą w ich zachowaniu, są trwałe i tworzą się z nich modele mentalne.

Co ciekawe, nie chodzi tu o „samouspokajanie”, czyli „samoregulację”, ale o podkreślenie wewnętrznego i interaktywnego aspektu tego doświadczenia. Każdy człowiek jest w sobie, w swoim ciele i jest jednocześnie w stanie być w relacji zarówno z drugim człowiekiem, jak i otaczającym go światem. Wciąż jest w relacji. Jeśli nauczymy dziecko korzystać z tego interaktywnego pójścia do świata nas otaczającego, damy mu potężne narzędzie do wspaniałego życia. Może nauczyć się czerpać z więzi z ludźmi, ale i ze świata go otaczającego, np. oddychania świeżym powietrzem, ze spaceru, głaskania psa czy kota, pływania, które również mogą dawać wewnętrze ukojenie.

Należy też podkreślić, iż dawanie dziecku ukojenia wpływa na jego wzrost i rozwój. Na jego przyszłe relacje, podejmowanie decyzji i radzenie sobie ze stresem oraz budowanie więzi z innymi z szacunkiem, z akceptacją i empatią oraz na sposób moralny. Początkowo dziecko uczy się regulowania emocji dzięki rodzicom. Jeśli rodzice nie zapewniają mu takiego wsparcia, będzie ono zagubione, władzę nad nim przejmą silne emocje oraz cierpienie wynikające z chaosu, jakiego samo będzie doświadczać. Zadaniem rodzica jest współregulowanie dziecka, aż samo nie osiągnie umiejętności regulacji swoich emocji i samorozumienia siebie. Wyższe partie mózgu rozwijają się aż do 25 roku życia. Zatem to długi proces. Więc nasze dzieci, będąc już studentami czy osobami pracującymi, wciąż będą potrzebowały czasami naszego ukojenia. Szczególnie nastolatkowie będący w fazie eksperymentowania z zachowaniami ryzykownymi, wchodzący na nieznaną ziemię częściej, niż myślimy, będą potrzebować naszego wspierającego zrozumienia i obecności, która ich ukoi i pozwoli szybciej osiągnąć poziom równowagi emocji, regulacji napięcia ciała i stanu umysłu. To dawanie dzieciom narzędzi, a nie kontrolowanie ich zachowania.

Ważna jest też atmosfera, w jakiej współregulujemy zagubione dziecko. Ton głosu, atmosfera, kontakt fizyczny i wzrokowy, okazywana czułość. Rzeczowość i pewność siebie. To nie jest pobłażanie dziecku ani rozpieszczanie go. To bycie przewodnikiem, który wie, dokąd zmierza. Takie podejście ma wiele z asertywności, jednakże daje o wiele więcej. Daje na pierwszym miejscu obecność, która dostrzega, rozumie i reaguje w adekwatny sposób.

Warto mieć wypracowane jakieś konkretne strategie w procesie regulowania. Jedną z nich może być posiadanie w głowie pakietu sposobów na poprowadzenie dziecka do stanu wewnętrznej równowagi, np. miejsca, w którym dziecko może się uspokoić, muzyki, która pomaga mu ukoić emocje, działań, które mu pomogą: rysowanie, lepienie z ciastoliny, spacer, podskoki itd. Czynności powtarzalne łatwo przekierowują mózg na inne tory. Warto zauważyć, co naszemu dziecku pomaga. Inną strategią jest d-o-b-r-o. Skrót od czynności, które będą ścieżką do regulowania wewnętrznego. DOBRO: D-awaj obecność; O-kazuj zaangażowanie; B-ądź czuły; R-eaguj spokojnie; O-bdarz empatią. Ten schemat może pomóc rodzicom być bliżej swoich dzieci, ale też bliżej siebie. Wymaga on od nas uporządkowania w nas samych. Samoregulacji w nas. Dawane d-o-b-r-o powróci w naszych dzieciach i ich szczęśliwym życiu. Ich relacjach jako dorosłych z nami oraz ich dziećmi. Dawanie bowiem komuś ukojenia jest puszczeniem w obieg w relacjach międzyludzkich wspaniałej energii, która ma moc zmieniać ludzkie życie w niezwykłą podróż.