Nie tak dawno pisałam o tęsknocie, o tym, jak dziecku uświadomić, że to uczucie jest czymś naturalnym i potrzebnym. A przede wszystkim o konsekwencjach bagatelizowania jego odczuć związanych z rozstaniem z rodzicami. A od niedawna przyszło nam wykorzystać tę wiedzę w praktyce. A nawet szukać nowych sposobów, by trochę zniwelować przykre skutki rozłąki z naszymi dziećmi.

Problem jest pewnie trochę bardziej złożony, ponieważ nasze rozłąki, a w zasadzie moje z dziećmi, wynikają z powodu pojawienia się w naszym domu choroby. Na tyle uciążliwej, że leczenie było i jest dość wyczerpujące i trochę trudne jeszcze do zrozumienia dla naszych dzieci. Poza tym leczenie wymagało w ubiegłym roku codwutygodniowych wizyt w szpitalu na co najmniej 3 do 5 dni. Co, jak się już okazało, jest sporym może nie problemem, bo mamy ogromne wsparcie rodziny i przyjaciół w opiece nad dziećmi w tym czasie, ale z pewnością dezorganizacją naszego życia. Począwszy od zwykłych czynności domowych, pielęgnacyjnych, po te dużo ważniejsze, jakimi są właśnie nasze relacje, emocje z nimi związane, tęsknota i zachwianie jakiegoś poczucia bezpieczeństwa.

To, by dzieciom, a może bardziej synkowi, wytłumaczyć powody zaistniałej sytuacji, nie stanowiło dla mnie jakiegoś większego problemu. Uważam, że dzieciom należy się prawda, rozmowa, wyjaśnienie, co będzie po sobie następować, czego mogą się spodziewać, nakreślić im jakieś ramy czasowe, przygotować jakoś na dłuższe rozłąki i to, by mogły same też mieć wpływ, jak ten czas zapełnić. Oczywiście wszystko musi być dostosowane do ich wieku, bez straszenia, tylko czysta informacja, by nie były zaskoczone i wystraszone. Owszem, nie da się wszystkiego przewidzieć i zaplanować, ale lepiej chyba, że my, rodzice, mamy nad tym kontrolę, aniżeli dzieci miałyby dowiadywać się czegoś przypadkiem od osób trzecich.

Czasami myślę, że to, co się dzieje, jest mimo wszystko w dobrym czasie. Chodzi mi tu głównie o wiek moich dzieci. Zazwyczaj słyszę wielki lament, że choroba dopadła mnie w młodym wieku, i wszyscy dookoła żałują bardzo moich dzieci. Ja jednak jestem pełna nadziei, że to przejściowe problemy, które pokonamy, a moje dzieci, może właśnie przez swój jeszcze niedojrzały wiek, nie zdążą poczuć tego, co nas, dorosłych, przeraża i czasami paraliżuje. Rozmowa z nimi o chorobie czy częstych wizytach w szpitalu i zabiegach, którym jestem poddawana, jest dla nich taka zwyczajna. Przyjmują wszystko w sposób spokojny, interesują się tym, a nawet potrafią pocieszyć na swój sposób. Dlatego o to akurat jestem spokojna.

Bardziej niestety martwi mnie właśnie ta dezorganizacja naszego życia, to, że nieco straciliśmy nad nim kontrolę. Dzieci, owszem, są zaopiekowane, ale ich zachowanie wskazuje, że za dużo się dzieje w ich życiu. Uwielbiają spędzać czas z dziadkami, a teraz tym bardziej, gdyż dziadkowie starają się, jak mogą, by im wynagrodzić nasze rozłąki czy moją niedyspozycyjność. Jednak między wizytami w szpitalu a pobytem w domu widzimy, że nasze dzieci bardzo są przebodźcowane, bardzo niespokojne, nerwowe, wszystko wymuszają krzykiem, a czasami próby wprowadzenia trochę normalności do naszego życia spotykają się z ich ogromnym sprzeciwem. A jednocześnie nasi rodzice podkreślają, że w trakcie opieki nad wnukami obserwują, że potrafią one zatęsknić za domem, prosić, by do niego wróciły, chcą się na przykład po prostu przytulić do nas. To świadczy tylko o tym, że wszystkie atrakcje mimo wszystko są wspaniałym dodatkiem dla dzieci, a jednak każdy z nas potrzebuje od nich wytchnienia, jakiejś bezpiecznej przestrzeni, takiej normalności, gdzie nic nie musi się dziać nadzwyczajnego.

Sytuacja pewnie ma się nieco tylko inaczej w przypadku dzieci starszych. W szpitalu poznałam dziewczynę, która jest w podobnej sytuacji, jednak ma dzieci starsze, dla których rozłąka jest, myślę, bardziej bolesna, może i bardziej świadoma. Wciąż dzieci chciały mieć z nią kontakt, pytały, jak się czuje, mocno przejęte były jej stanem zdrowia i samopoczuciem. A rozmowy nie mogły się zwyczajnie zakończyć. Chyba więcej niż w moim przypadku było łez, rozczarowania, kiedy wizyta się przedłużyła w szpitalu. Nam, mamom, trudno czasem przyjąć ich żale, łzy. Czasami zwykłe pocieszenie nie pomagało. Dlatego tak ważne jest, by mimo wszystko starać się dzieciom zapewnić pewną normalność, przewidywalność, nie rezygnować z ustalonego wcześniej porządku dnia. To mimo wszystko daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa, że mimo nienormalnej sytuacji wszystko inne dzieje się normalnie. Poza tym intuicyjnie znalazłyśmy sposoby na zniwelowanie odczucia tęsknoty. Mnie dzieci dały swoje zdjęcie, koleżance maskotkę, by zawsze z nią spała w szpitalu. Dzieci potrzebują takich drobnych gestów bliskości, np. pozostawienia im jakiejś swojej rzeczy, by z nią spały, przytulały, by im o nas przypominała czy nawet czuły nasz zapach. To dla nich bardzo wiele znaczy. Poza tym jest mnóstwo książek, o których nawet nie miałam pojęcia. To książeczki terapeutyczne, które mogą stanowić doskonałą okazję do dyskusji na nawet najtrudniejsze rzeczy, które w życiu rodzinnym się po prostu dzieją. Ale są też takie zwyczajne rzeczy jak rysunki dla siebie, możemy też przecież nagrywać dla siebie wiadomości bądź swoje ulubione piosenki, które razem wykonujemy przed snem. Możliwości jest naprawdę wiele. Nie muszą to być rzeczy, które mają nam ciągle przypominać o tym, że musimy się rozstawać i tak bardzo tęsknimy. Niech to będą takie rzeczy z naszego codziennego życia, które wprowadzą trochę spokoju w i tak już niespokojne dziecięce – i nasze, nie ukrywajmy – serca.

Poza tym każda rozłąka się kiedyś kończy i to najlepszy czas, by jednak popracować nad odtworzeniem w możliwie najlepszy sposób zachwianych relacji. Choćbyśmy się starali, to każde trudne doświadczenie, nawet przeżyte przez dziecko w sposób może mniej świadomy, zostawia w nim ślad i to od nas zależy, by zniwelować jego skutki. A wszystko, co ma nam pomóc w zmniejszeniu poczucia tęsknoty u dzieci, to działania, które co prawda nie mogą zlikwidować, trwale usunąć tęsknoty z życia dziecka, ale mogą pomóc mu sobie z nią poradzić. Dobrze w tym względzie współpracować z osobami, które nas tak namacalnie wspierają. Bo tęsknić to coś zupełnie normalnego.