Pragniemy i oczekujemy dobrostanu – zdrowia, pomyślności, szczęścia, pieniędzy, relacji, czasu. To cała lista świątecznych, noworocznych, ale też urodzinowych czy imieninowych życzeń, często wyrażanych w połączeniu ze słowami zaklęciami „oby”, „niech”, jakby nic od nas nie zależało, a było jedynie zbiegiem sprzyjających okoliczności. Czy mamy wpływ na to, czego doświadczamy?

Przyjrzyjmy się, jak wygląda nasz grudniowy dzień, tuż przed świętami, kiedy za oknem ani krzty słońca, a chmury i szaruga z satysfakcją psują przedświąteczny klimat, kiedy w pośpiechu o poranku opuszczamy dom, bo przecież spóźnimy się do pracy i do szkoły, a tu jak na ironię musimy stracić kilka minut na odmrażanie auta, a potem równie wolno toczymy się drogami, bo gołoledź. A w firmie oczywiście szef z pretensjami, poza tym ogrom pracy, bo koniec roku, więc bilanse, sprawozdania, podsumowania. Uzasadnione jest więc nasze narzekanie, rozdrażnienie, pomstowanie, użalanie się nad sobą. Jesteśmy niesympatyczni dla siebie i dla innych. Ale tłumaczymy sobie, że „przecież takie jest życie”. Trochę tak, a trochę nie. Bo częściowo „takie życie” to zasługa mózgu.

Doświadczając czegoś, przetwarzając jakąś informację, powodujemy, że zmieniają się obwody neuronalne w naszym mózgu. Codziennie wpływamy na mózg, a on potem wpływa na nasze działanie. Tworzy się więc zamknięty obwód. Może nam się wydawać, że mając i dobre, i złe doświadczenia, przynajmniej łapiemy balans. Niestety tak nie jest, ponieważ mózg ma pewną specjalną właściwość. Mianowicie jego zadaniem jest zapewnić nam przetrwanie. To jego główny cel. Niekoniecznie go interesuje, jakiej jakości będzie to przetrwanie, czyli niezbyt troszczy się o nasz dobrostan. Jest mu obojętne, czy będziemy szczęśliwi, czy nie. Mamy po prostu przetrwać. A ponieważ zaprogramowany jest na chronienie naszego życia, więc nadmiernie wyłapuje sytuacje negatywne i zagrożenia, aby móc im natychmiast przeciwdziałać. Wszystkie negatywne bodźce i przeżycia są więc potęgowane i uwypuklane. Te pozytywne z kolei raczej są przesiewane, ledwo zauważane. Skoro nie zagrażają biologicznemu przetrwaniu, nie warto się nimi zajmować. Mózg jest więc dla nas znaczną przeszkodą w uzyskiwaniu dobrostanu. Czy zatem jesteśmy skazani na nerwowość, pesymizm i trudne życie? Bo przecież wszyscy wiedzą, że „życie jest ciężkie, więc może nie ma co z tym polemizować. Co prawda bywają i dobre momenty, ale wobec tych trudnych tracą na wyrazistości i wartości”.

Z pomocą w zmianie takiego myślenia przychodzi nam koncepcja pozytywnej neuroplastyczności. Mózg zmienia się przez całe życie, możemy więc na niego wpłynąć i kształtować, jakby był z plasteliny. Oczywiście wymaga to czasu, wysiłku i konsekwencji, ale jest możliwe. W koncepcji pozytywnej neuroplastyczności chodzi właśnie o dostarczenie mózgowi doświadczeń innych niż tylko te negatywne, z taką łatwością wychwytywane przez niego. Chodzi o dostrzeżenie i pogłębienie doświadczeń pozytywnych. Bo przecież i takie w życiu się zdarzają, choć zazwyczaj chowają się przed naszym wzrokiem i odczuciem z powodu swojej zwyczajności i prostoty, a także z powodu wspomnianej już roli mózgu.

Naszym zadaniem będzie poszukiwanie jakichś choćby drobnych pozytywnych doświadczeń. Tym czymś może być na przykład fakt, że domownik w drodze z pracy kupił chleb, którego akurat zabrakło do kolacji. Można zakup chleba odebrać jako coś tak oczywistego, że niewartego wzmianki, wszak „dlaczego to ja mam mieć wszystko na głowie” i „korona mu z głowy nie spadnie, jak po drodze zrobi zakupy” albo z niezadowoleniem zapytać, czy nie było innego. Ale można też dostrzec, że ktoś nam nie odmówił, a przecież mógł, i to warcząc i tłumacząc się korkami i zmęczeniem, docenić, że my nie musieliśmy specjalnie wychodzić z domu, co nas ucieszyło, bo akurat zaczął padać deszcz, że chleb, który domownik przywiózł, jest świeży i chrupiący, po prostu pyszny! Naszym zadaniem w pracy nad pozytywną neuroplastycznością będzie uchwycenie dobrej rzeczy i zrobienie z niej potężnego pozytywnego doświadczenia poprzez jak najgłębsze wielozmysłowe obudowanie tej sytuacji.

Możemy wspomóc się jeszcze inną właściwością mózgu, mianowicie tym, że nie rozróżnia on tego, co dzieje się na zewnątrz, od tego, co dzieje się wewnątrz niego, czyli od naszych myśli i obrazów, które w swoich umysłach tworzymy. Dla mózgu tak samo ważnym doświadczeniem jest doświadczenie zewnętrzne, jak i doświadczenie wykreowane przez niego samego poprzez np. pozytywną myśl czy wizualizację.

Jest więc szansa na nowe doświadczenia i nowy mózg! Możemy wpłynąć na swój dobrostan i poczuć się w życiu dobrze, właśnie nakładając nowe, pozytywne filtry w percepcji codzienności. Mając pozytywne doświadczenia, te negatywne zostaną rozminowane i zneutralizowane, bo dzięki temu nie będziemy wzmacniali w mózgu jedynie obwodów odpowiedzialnych za irytację, ale rozwiniemy także te odpowiedzialne za spokój. A potem już tylko kwestią wyboru będzie, jak chcemy zareagować na poszczególne wydarzenia i jaką o nich stworzymy narrację – pozytywną czy negatywną. Radość, spokój, zadowolenie, dobry humor są w zasięgu ręki. Wystarczy tylko uporczywie praktykować dostrzeganie i pogłębianie pozytywnych doświadczeń oraz zaufać neuroplastyczności mózgu i uwierzyć, że z mózgu pesymisty może stać się mózgiem optymisty.