W Polsce piło się i pije w zasadzie z każdej okazji. Bardzo żywy jest stereotyp, według którego ten, który nie pije, jest osobą z góry niepewną, podejrzaną, niegodną zaufania. Są to stereotypy dramatyczne i wpędzające grupę osób zagrożonych alkoholizmem w poważne kłopoty i rozwój uzależnienia. Dzisiaj wydaje się nam, że w Polsce nie ma takiego problemu z alkoholem jak kiedyś. Nie widać na pierwszy rzut oka na ulicach miast skrajnej patologii, więc można by powiedzieć – co z oczu, to z serca.
Statystyki jednak coraz bardziej alarmują. Przez ostatnie trzydzieści lat spożycie alkoholu wcale nie spadło. W 2019 roku wynosiło 9,78 litra czystego alkoholu na osobę. Pierwsze dostępne dane Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych są za rok 1993. Wtedy było to ponad 3 litry mniej. Możemy całkiem spokojnie założyć, że w 2020 roku ta liczba przekroczyła 10 litrów. Wzrost jest bardzo zauważalny.
Jednocześnie zmienił się bardzo sposób picia Polaków, co w dużej mierze przekłada się na ten złudny obraz braku patologii na ulicach. Trzydzieści lat temu piliśmy więcej mocnych alkoholi, a od kilkunastu już lat można zaobserwować bardzo duży wzrost spożycia piwa. Można się domyślić, że jednocześnie zmieniły się okoliczności picia. Rzadziej są to wielkie biesiady z wódką na stole, a dużo częściej są to spotkania w barze, w plenerze albo przy okazji spotkań towarzyskich. Jedna czwarta osób, które deklarują się jako pijące alkohol, sięga po piwo przynajmniej raz w tygodniu.
Zresztą, jeśli spojrzymy na suche liczby, to piwa pije się w Polsce trzy razy więcej niż w roku 1993, a jednocześnie spożycie wyrobów spirytusowych jest na bardzo podobnym poziomie. Zastanawiające i alarmujące są również statystyki abstynencji. Jeszcze dziesięć lat temu całkowitą abstynencję deklarowało 30 procent kobiet i 16 procent mężczyzn, a obecnie jest to 21 procent kobiet i 10 procent mężczyzn. Trend jest niepokojący.
Alkohol jest jedną z głównych, po tak zwanej różnicy charakterów, przyczyn rozwodów. I nie dotyczy to tylko mężczyzn, ale coraz częściej kobiet. Jeżeli zwrócimy uwagę na badania nad piciem w Polsce, to widać wyraźnie, że w Polsce ponad 2,5 miliona osób nadużywa alkoholu, co przekłada się na 3–4 miliony ludzi, którzy żyją w rodzinach obarczonych problemem alkoholizmu, a w tej liczbie znajduje około 2 milionów dzieci. Daje nam to 10 procent całego narodu. Problem jest więc ogromny, a zmiany nie widać.
Minął ponad rok od początku pandemii. Możemy się spodziewać, że badania statystyczne, które zostaną po niej przeprowadzone, wskażą nam wyraźny wzrost tego problemu. Izolacja, zamknięcie w czterech ścianach i narastający strach powodują wzrost stresu i niepokoju, a to są doskonałe warunki do wzmożonego sięgania po alkohol. Pojawiły się całkiem niedawno wyniki badań University of Texas Health Science Center, które bazując na odpowiedziach prawie 2000 respondentów, wskazały wyraźny wpływ tak zwanych lockdownów na wzrost spożycia alkoholu.
Jedna trzecia badanych Amerykanów przyznała, że w czasie zamknięcia pije ciągami i wraz z wydłużeniem czasu izolacji wzrasta zarówno długość trwania ciągu, jak i ilość wypijanego alkoholu. Amerykanie „ciąg” definiują jako wypicie więcej niż pięciu porcji alkoholu w czasie krótszym niż dwie godziny. Te badania odbiły się dość szerokim echem na świecie i są impulsem do tworzenia nowych strategii mierzenia się ze skumulowanym problemem alkoholizmu i pandemii. Jest to ogromne wyzwanie.
Szacuje się, że koszty społeczne alkoholizmu w Polsce wynoszą około 30 miliardów złotych (dla porównania cały program 500+ kosztuje 41 miliardów złotych rocznie), a jeżeli odejmiemy od tego zyski z akcyzy, która przecież jest opłatą mającą równoważyć negatywny wpływ alkoholu na społeczeństwo, to nadal dziura wynosi około 20 miliardów. Są to pieniądze, które przeznacza się na koszty terapii, leczenia, zasiłków i wszelkie inne działania związane z walką z tą plagą. Pieniądze, które można byłoby spożytkować na coś innego. Ale nie chcę, żebyśmy sprowadzali zdrowie do pieniędzy, bo to zupełnie nie o to chodzi. Ważne jest jednak, żebyśmy sobie uświadomili, że każda nasza decyzja niesie za sobą konsekwencje. Są one dobre i złe. Dobrze jest, kiedy jeszcze mamy wybór.
Alkoholizm, jak zresztą każde uzależnienie, jest chorobą nieuleczalną, ale można ją zaleczyć. Warunkiem trwania w dobrym stanie jest abstynencja, której utrzymanie w polskich warunkach jest bardzo trudne. Warto zastanowić się nad swoim podejściem do tych stereotypów, które można streścić w tekstach typu „ze mną się nie napijesz?”, „kto nie pije, ten donosi”, „jak nie pije, to albo oszołom, albo nawiedzony”. To bardzo szkodliwe podejście, które stoi w pewnej sprzeczności z wolnością i walką o nią, która jest ostatnio na ustach wielu wojujących stron w naszym kraju.