Funkcja wychowawcza szkoły to nie tylko wspieranie rodzica i pokazywanie dobrych wzorów, ale również wychodzenie z inicjatywą własną. Dzieci i młodzież spędzają w szkole znaczną część swojego życia i błędem byłoby przeznaczanie go tylko na realizację programu nauczania, a w sprawach wychowawczych robienie tylko tego, co niezbędne.

Często można usłyszeć argumenty, że to rodzina jest od wychowywania, a szkoła od uczenia i że czego z domu nie wyniesie, to w szkole nie nabędzie. Takie redukcjonistyczne podejście jest bardzo popularne w szkole wśród nauczycieli, którzy stawiają sobie za cel osiągnięcie jak najlepszych wyników ze swojego przedmiotu i gotowych wszystko w szkole temu celowi podporządkować. Wydaje się, że jakakolwiek dyskusja z nimi, nawet przedstawiając naukowe argumenty za tym, że nie ma skutecznej edukacji bez wchodzenia w relacje, nie ma sensu, bo oni zawsze będą powoływać się na to, że kiedyś takie metody działały. Oczywiście, kilkadziesiąt lat temu działały, bo szkoła była inna względem społeczeństwa, miała narzucony, silny i bądź co bądź, ale opresyjny, autorytet. Nauczyciel był utożsamiany z kapralem, który ma wyegzekwować wiedzę i dyscyplinę. Dziś, kiedy wiemy już dużo więcej o tym, jak działa ludzki mózg i kiedy społeczeństwo zmieniło swoje oczekiwania co do szkoły, ta szkoła nie ma często ochoty się zmieniać.

Młodzież też jest zupełnie inna. Wychowywana w innej przestrzeni wartości niż ich rodzice, ale również doświadczająca znacznie większej ilości przeżyć, bodźców i silnych emocji niż starsze pokolenia. Nie ma się co oszukiwać, że szkoła, w ogromnej większości, nie jest przygotowana na tę wcześniej niespotykaną pokoleniową rewolucję. Niektórzy próbują ją umniejszać, nazywając ją przelotną modą. Jeszcze inni próbują ją zatrzymać, zaklinając rzeczywistość, nie widząc, że to oni zostają w tyle, a świat im ucieka. Wraz z nim uciekają także ich dzieci, ich wychowankowie. Myślę, że jest to sprawa do przemyślenia, czy wolimy, żeby świat wyglądał tak, jak sobie wyobrażamy, czy lepiej, żeby postarać się za tą młodzieżą nadążyć, towarzyszyć im w poznawaniu nieznanych terytoriów nowego, cyfrowego świata.

To nowe pokolenie – iGen – jest zupełnie inne niż wszystkie i to od nas zależy, czy odnajdą się w relacjach z nami, starszymi, czy też będą kształtować świat zupełnie po nowemu, w oderwaniu od aksjologii przeszłości. Myślę, że wszystkim powinno zależeć na tym, żeby te mosty budować, a szkoła powinna być na pierwszej linii walki o budowę tych relacji, bo to szkoła ma dostęp do zasobów, których nie ma we wszystkich domach, to szkoła ma specjalistów, którzy są w stanie być na bieżąco z cyfrowym światem. Warto o taką szkołę zawalczyć.