Coś się kończy, a coś innego zaczyna. Kiedy rok temu byliśmy pełni nadziei po kończącym się, trudnym, ostatnim pandemicznym, roku 2022, myśleliśmy, że teraz to już na pewno musi być lepiej, bo człowiek to jest taka istota, która nadziei szuka w nawet najdrobniejszych okruchach szans i możliwości zmiany. I pewnie ten, który nadszedł, 2023 dla wielu był lepszy, dla wielu okazał się spełnieniem marzeń i realizacji planów, ale dla wielu pewnie zupełnie odwrotnie. Cóż, jak to w życiu bywa. Raz na wozie, raz pod wozem. Dlatego bardzo niedobre są wszelkie generalizacje i uogólnienia. Wiadomo, czasami się przydają, pomagają uporządkować rzeczywistość i jakoś się w tym chaotycznym, entropicznym świecie zorientować. Gorzej, jeśli będziemy budować nasz światopogląd i oceniać ludzi na podstawie tych generalizacji. Wtedy zamykamy się w niebezpiecznej bańce, wygodnej i ciepłej, ale z gruntu opartej na fałszywym obrazie rzeczywistości. A do czego może doprowadzić długotrwałe przebywanie w takiej bańce informacyjno-światopoglądowej, widzimy w ostatnich tygodniach w mediach. Wojny plemienne, brak refleksji i szerszego oglądu rzeczywistości są konsekwencjami, które spychają społeczeństwo w coraz większą anarchię.
Mam wrażenie, że w edukacji też zaczynamy mieć do czynienia z taką plemiennością. Z jednej strony mamy bardzo aktywne w Internecie środowisko sugerujące zmiany, liberalizację szkoły, skupienie się na motywacji wewnętrznej i odwrócenie się od tradycyjnego systemu klasowo-lekcyjnego na rzecz pracy projektowej, w małych grupach, gdzie nauczyciel byłby „ważnym dorosłym”, przewodnikiem, liderem. Z drugiej mamy do czynienia z opcją konserwatywną, która uważa, że szkoła w obecnym kształcie jest dobra, bo funkcjonowała tak przez wiele pokoleń i wykształciła obecnych profesorów, liderów, bądź co bądź, elitę. I pewnie każda ze stron ma swoje racje, ma swoje argumenty i dowody głoszonych przez siebie poglądów. Bo nigdy (pomijając nauki ścisłe) nie jest tak, że jest tylko jedna, słuszna wersja rzeczywistości, że jest dogmat, jak w teologii, a cała reszta to herezje. Wydaje mi się natomiast, że bardzo często w tej okołoedukacyjnej dyspucie tak właśnie próbuje się narrację kreować. I oczywiście to się klika, to się czyta i o tym się dyskutuje, bo zawsze lepiej sprzeda się kontrowersja. I nie ma się chyba nawet co na to obrażać, bo tak jesteśmy skonstruowani i tak działa nasze społeczeństwo. Co jest z jednej strony smutne, a z drugiej może i rodzące nadzieję, że jednak na czymś nam zależy i że jeszcze potrafimy się rozpalić, potrafimy być „jacyś”, potrafimy walczyć o to, w co wierzymy.
Myślę, że ważne jest to, abyśmy w tej walce o lepszą szkołę, w tej niekończącej się debacie, do której wciąż dolewa się paliwa, znaleźli zawór bezpieczeństwa, spojrzeli na swoje poglądy z odwrotnej perspektywy i pamiętali, że to nie jest tak, że ta druga strona robi nam na złość i specjalnie staje okoniem, ale że po prostu myśli inaczej i ma do tego pełne prawo. Nie mamy monopolu na prawdę i myślę, że w tych naszych ziemskich, codziennych sprawach nikt go nie ma. Jeśli to zaakceptujemy i przyjmiemy, nasza tolerancja wzrośnie, a może i będziemy w stanie szukać kompromisów.
Jeśli miałbym życzyć czegoś sobie i Wam, drodzy Czytelnicy, to właśnie tego dystansu do rzeczywistości, a jednocześnie ognia w sercu i siły do obrony pryncypiów – tych, które budują Waszą aksjologię, bo warto robić to, w co się wierzy! Dobrego roku 2024!