DRODZY DOROŚLI, ZA NAMI WAŻNY EGZAMIN

Czy go zdaliśmy?

Jaki egzamin mam na myśli? Oczywiście ten, który związany jest ze Świętami, a może raczej z „gorączką świąteczną”. W ostatnich dniach pojawiało się bardzo dużo postów na ten temat. Niektóre pisane pół żartem, inne całkiem poważne. Wszystkie dotyczyły przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia, tego co tak naprawdę jest ważne, ile jedzenia szykujemy i jak spędzimy te tylko (a może aż) trzy inne dni w roku. I wydaje się, że wszystko jest jasne, że nie chodzi o sprzątanie całego mieszkania, ani o górę jedzenia ani też nie o stertę prezentów pod choinką.

Z religijnego punktu widzenia chodzi oczywiście o właściwe przeżycie pamiątki wydarzenia, które zmieniło losy ludzkości – Wcielenia Syna Bożego. Oprócz tego jest to czas, który spędzamy z rodziną i osobami nam najbliższymi. I tu właśnie pojawia się pytanie: to znaczy z kim?

Punkt widzenia zmienia się wraz z wiekiem. Gdy cofniemy się pamięcią do lat młodości dostrzeżemy, że najważniejsi byli dla nas rodzice, ewentualnie dziadkowie jeżeli byliśmy z Nimi w częstym kontakcie. Nawet jeśli na co dzień kłóciliśmy się, buntowaliśmy i zamykaliśmy przed Nimi w pokoju. Właśnie te zachowania pokazywały, że rodzice są dla nas kimś ważnym, że nam na Nich zależy, również na ich uwadze. Nie kłócimy się przecież z ludźmi, którzy niewiele dla nas znaczą, których zdanie nas nie obchodzi.

Mając za sobą doświadczenie Świąt z naszej młodości powinniśmy spojrzeć przez ten pryzmat na Święta, które „gotujemy” naszym dzieciom. Powinniśmy dostrzec u Nich potrzebę spędzenia czasu z rodzicami i wyjść tej potrzebie naprzeciw. Czas świątecznych przygotowań jest przecież doskonałą okazją do tego, by zrobić coś wspólnie, opowiedzieć o swoim dzieciństwie, wspomnieniach, cofnąć się z nostalgią do tego, co było dobre, do tego o czym mówimy z łezką w oku. Możemy pokazać ludzką twarz rodzica, który często na co dzień jest cenzorem tekstów, filmów, gier a nawet znajomych; rodzica, który w szarej codzienności funkcjonuje jak całe biuro kontroli ocen, humoru i ubioru swojego dziecka. Atmosfera Bożego Narodzenia daje możliwość pokazania dzieciom, że to Oni są nam najbliżsi i są ważniejsi niż wszystkie rzeczy z listy, które trzeba odhaczyć w tym czasie.

Tymczasem młodzi ludzie często zajmują ostatnie miejsca w hierarchii osób „najbliższych”. Ważne są ciocie, babcie, wujkowie i inni, którzy muszą czuć się dobrze w naszym domu, którym musi smakować jedzenie, których trzeba odwiedzić pomimo załamania pogody, złego samopoczucia i zmęczenia. Którym nie można przeszkadzać w rozmowie za to zawsze trzeba grzecznie odpowiadać na, czasem niegrzeczne, i wścibskie pytania.

Dzieci i młodzież w świecie dorosłych mają pomagać w przygotowaniach i przede wszystkim nie przeszkadzać podczas spotkania. Tak naprawdę to właśnie w tym czasie słyszą najwięcej przykrych słów, dokleja się im etykiety typu „TY ZAWSZE”, „TY NIGDY”, „JAK ZWYKLE”. Czas, w którym mogliby poznać lepiej swoich rodziców i zbliżyć się do nich staje się czasem największego zawodu. Dla młodszych nie ma miejsca przy stole, bo hałasują, dla starszych nie ma czasu na rozmowę, bo przecież nie będą rozmawiać o swoich sprawach przy całej rodzinie. I nagle okazuje się, że jakaś ciocia pyta o chłopaka, o którym nawet mama nie wie, bo nie miała czasu porozmawiać z córką. Wyraz twarzy i kolor policzków dziewczyny mówią same za siebie, temat staje się wiodącym przy stole i tak naprawdę później już nie ma o czym rozmawiać. 

To my rodzice powinniśmy stanąć w obronie naszych dzieci. Powinny widzieć w nas sprzymierzeńców, nie tylko w starciu z wścibską ciocią czy babcią ale przede wszystkim w zmaganiach z doświadczeniami dnia codziennego. Jeśli w ciągu roku nam się to nie udaje to zawsze nadchodzi ten wyjątkowy czas, w którym można się zatrzymać i nareszcie coś zmienić. Wspólnie. Nie chodzi przecież o postawienie całej rodziny do pionu i ogłoszenie , że „W tym roku ma być inaczej niż zawsze i wszyscy mają się o to postarać!”.

Czy kiedyś zdamy ten egzamin? Czy spojrzymy tak zwyczajnie, życzliwie na nasze dzieci? Czy uda nam się dostrzec w Nich potencjał, który można rozwinąć? Dość już narzekania na „ach tę dzisiejszą młodzież”. Każde pokolenie narzeka. Każde pokolenie jest inne. Możemy uczyć się od siebie nawzajem, bo młodzi ludzie mają naprawdę dużo do zaoferowania nam rodzicom. Spróbujmy chociaż raz nie mieć racji i pozwolić dzieciom popełniać błędy.

Podobno zwierzęta w Wigilię mogą przemówić ludzkim głosem… może nam dorosłym też się to wreszcie uda.