Papież Franciszek bardzo często zwraca uwagę na zasadę, która w nauczaniu i pragmatyce Kościoła funkcjonuje od zarania – „czas jest ważniejszy niż przestrzeń”. Kościół działa w tym duchu, co bardzo często prowadzi do nieporozumień i pewnego zgorszenia, że nie wykonuje gestów, które byłyby z punktu widzenia bieżącej sytuacji potrzebne. Faktem jest, że czasami takie gesty by się przydały, ale nie o tym będzie ten tekst.
Czas, jak mawiali niektórzy, to waluta wieczności albo inny aspekt przestrzeni. Wszyscy jesteśmy podróżnikami w czasie, ale tylko w jednym kierunku. Czas to fenomenalne zjawisko, bo przecież wszyscy się mu poddajemy i nie możemy go ani przyspieszyć, ani spowolnić. Nie bez przyczyny nawiązałem do tej Franciszkowej maksymy na samym początku, bo Kościół, czy może szerzej – religia, próbuje nam tłumaczyć sens tej żeglugi po niewidocznym morzu czasu. Przestrzeń wokół nas wydaje się być dużo bardziej stała, chociaż i po niej widać upływ czasu. Drzewa rosną i są ścinane, domy zmieniają kolory, ulice są przebudowywane, ale są też punkty stałe, do których wracamy w sentymentalnych podróżach, wspominając stare dobre czasy, o których nigdy nie wiemy, że właśnie trwają, ale doceniamy je wraz z upływem czasu.
Czas to fenomenalne zjawisko, do którego przykładamy bardzo dużą wagę. I nie ma w tym niczego dziwnego, bo to czas odmierza rytm naszego życia. Żyjemy w różnych przestrzeniach, ale czas płynie w nich tak samo. Nasza kultura przykłada do czasu bardzo dużą wagę, co znajduje odzwierciedlenie w polskiej frazeologii. Mówimy na przykład, że czas to pieniądz, co stanowi wyraźne przełożenie czasu na przestrzeń i wskazuje, że mamy go tak mało, że stanowi on wymierną wartość samą w sobie, a marnując go, tracimy dobra doczesne.
Czas ma też swój wymiar leczniczy, bo przecież czas leczy rany, jak mawiali już starożytni, a przysłowie to jest bardzo często obecne i w naszej kulturze. Bo wraz z oddalaniem się od traumatycznych chwil pamiętamy je coraz mniej i jesteśmy w stanie je sobie tak zinternalizować i zracjonalizować, że staje się to wydarzeniem z przeszłości. Rany zostają zagojone, a do tego trzeba czasu.
Chińskie przysłowie, tak dobrze wrośnięte również w naszą codzienność – obyś żył w ciekawych czasach, stało się – trochę poza oryginalnym znaczeniem (a było to przekleństwo) – wróżbą, która powtarzana często, ma być ostrzeżeniem, szczególnie w okresach przemian politycznych.
Wszyscy żyjemy w tym samym oceanie czasu, płyniemy z jego nurtem, wpływając jedynie na otaczającą nas przestrzeń i starając się pozostawić po sobie jak najwięcej, tak aby być wspominanym przez tych, którzy wskoczą w ten nurt później od nas. Czas jest tylko jeden, a przestrzeni jest wiele.
Na koniec – wracając do teologicznego wymiaru czasu – Kościół w Katechizmie mówi, że dla Boga wszystkie chwile czasu są teraźniejsze w ich aktualności. I może właśnie tej stałości, której bardzo nam w życiu brakuje, szukamy w wieczności?