Widać to w narastającym problemie cyberprzemocy wśród młodzieży – grzecznej w realu, agresywnej w sieci. Rozbieżność zachowań w tych dwóch przestrzeniach wydaje się dla młodych czymś naturalnym. Są to dwa zupełnie odrębne światy. Młodzi czują, że w przestrzeni wirtualnej nikt nad nimi nie stoi. Mogą dać upust napięciom, trudnym emocjom. Mogą zamanifestować swoją osobowość poprzez kategoryczne wyrażanie zdania, opinii, osądu – często ośmieszając i poniżając przy tym innych.
Uczenie się norm społecznych poprzez prowokowanie, a potem rozwiązywanie konfliktów to normalne i rozwojowe zjawisko wśród dzieci i młodzieży. Jest bezpieczne wtedy, gdy towarzyszą mu dorośli – poprzez wsparcie, dyskretną kontrolę, uczenie reguł i empatii. Relacje wirtualne ten nadzór uniemożliwiają. Dzieci i młodzież tworzą więc odrębny świat, rządzący się własnymi, czasami okrutnymi regułami. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu uważają, że zasady obowiązujące w życiu nie obowiązują w sieci. Brak reakcji dorosłych pozwala im na trwanie w tym błędzie. Przypomina to zjawisko opisywane w powieści Williama Goldinga pt. „Władca much”, gdzie dzieci, pozostawione same sobie, zatracają ludzkie odruchy.
Cyberprzemoc w jakimś stopniu możemy tłumaczyć tzw. efektem kabiny pilota. Podczas II wojny światowej zaobserwowano, że piloci bombowców doświadczali mniejszego stresu niż żołnierze piechoty. Tłumaczono to tym, że nie widzieli z bliska cierpienia, jakie zadawali innym. Podobnie jest z przemocą w sieci.
Ale rzecz nie dotyczy tylko dzieci. Taką niezrozumiałą rozbieżność między normami w realu a normami w sieci obserwujemy także wśród dorosłych. Zjawisko to stało się na tyle powszechne, że pewien portal – częściowo w ramach autoreklamy, częściowo w ramach promowania przyzwoitych zachowań w Internecie – stworzył kampanię pt. „A co gdyby?”. W krótkich filmikach przytaczane są różne przykłady sieciowych zachowań – wyzwiska, przekleństwa, zniewagi w stosunku do innych, kłamstwo, manipulacja, robienie sobie z innych żartów, ignorowanie ich, roszczeniowość i tupet. Ostra ocena moralna takich postaw nie dziwi w realu, w sieci jednak nie jest tak jednoznaczna. Wymaga ćwiczeń na wyobraźnię, aby dało się je wpisać w wyznawany system wartości. Takie właśnie ćwiczenia proponują twórcy kampanii. Każdy przykład zachęca, by wyobrazić sobie, że po drugiej stronie jest konkretna osoba – mama, koleżanka z dawnych lat, harcerz. I nagle okazuje się, że mając realną osobę przed sobą, wielu oceniłoby pewne postawy za niedopuszczalne wobec kogoś, kogo widzą, znają, szanują.
To chyba dobre ćwiczenie dla nas wszystkich – ćwiczenie z uczłowieczania bezosobowego Internetu. Może to zachęci do większej rozwagi, refleksji, ostrożności, a mniejszej spontaniczności, beztroski, gruboskórności… Może da odwagę nie tylko do tego, by nie siać w sieci zła (zrezygnować z ostrych sądów, z kłamstw, z poniżania, wyśmiewania), ale też by siać dobro (rozpowszechniać tylko pozytywne i wartościowe treści, wysłać pokrzepiające słowo do pokrzywdzonego, stanąć w jego obronie, szukać tego, co łączy, a nie podsycać to, co dzieli, posługiwać się językiem niosącym porozumienie, a nie konflikty). Może nie będą wtedy potrzebne specjalne netykiety, a dobre maniery, kultura, szacunek – po prostu dobro – będą praktykowane zarówno off-, jak i online.