Tematem numer jeden obecnie jest wojna w Ukrainie. Wyparła już pandemię. Nie ma chyba Polaka, który nie angażowałby się we wsparcie Ukraińcom, czy poprzez modlitwę, zbiórkę darów, przyjmowanie uchodźców, składki pieniężne, protesty. Nasz świat na moment się zatrzymał. I trudno się dziwić, bo widocznie historia nie była najlepszą nauczycielką, a może uczniowie byli mało pojętni. Nie sposób nie myśleć o konsekwencjach, jakie dla świata może przynieść ten konflikt zbrojny. Będąc rodzicem i widząc uciekające matki z dziećmi z terenów objętych napaścią, ciężko wyobrazić sobie ich cierpienie, strach i niepewność o jutro. Z trudem, choć sądzę, gdzieś się przewija taka myśl, wyobrażamy sobie, co my byśmy zrobili w takiej sytuacji, jak zdołalibyśmy ochronić swoje rodziny i dzieci. Wiem, że wśród rodziców znajdą się tacy, których naprawdę paraliżuje strach.
Internet lawinowo zalały posty, artykuły, które tłumaczyły rodzicom czy nauczycielom, jak rozmawiać należy z dziećmi o zaistniałej sytuacji. Tym bardziej że, jak wskazują statystyki, pandemia już zebrała przerażające plony w postaci wielu samobójstw wśród dzieci. Tym razem wróg jest inny, może i straszniejszy, bo za złem, cierpieniem stoi nie jakiś wirus – istota nierozumna – tylko człowiek.
Z początku uznałam, że ten temat moich dzieci nie dotyczy, bo są małe, z pewnością nie zrozumieją zawiłości sytuacji. Zresztą czy jesteśmy w stanie zrozumieć szaleńcze motywy Rosji? Jednak szybko zrozumiałam, że mój pięcioletni syn jest bardzo spostrzegawczy i szybko wyczuwa nasze podenerwowanie. Co tu kryć, jak wydaje nam się, że dziecko nie słucha naszych rozmów, to bądźmy pewni, że będzie się we wszystkim doskonale orientowało. Wprawdzie nie mamy kablówki, ale na ogół włączone mamy radio. To rodzina coś napomknie. Trudno nic nie mówić, tym bardziej że w przedszkolu o pandemii dzieci ze sobą rozmawiały. Temat wojny w końcu i tak wypłynął, kiedy razem z tatą był na meczu lokalnej drużyny, a wszędzie wisiały ukraińskie flagi. Z racji, że interesuje się barwami flag, rozmowa sama się potoczyła.
Później nastał czas, kiedy niemalże wszyscy zaangażowali się w pomoc Ukraińcom. Niesamowite były wpisy rodziców o tym, że kiedy pakowali rzeczy na zbiórkę, ich dzieci przynosiły swoje zabawki, by podzielić się nimi z dziećmi z Ukrainy. Nie trzeba wcale było prosić. Wydaje mi się, że dzieci mają wrodzoną wrażliwość na krzywdę drugiego. Nie potrzebują stale być napominane, przekonywane, że dana rzecz wymaga większej empatii. I ku mojemu trochę zaskoczeniu, nasz synek też uznał, że może podzielić się niektórymi maskotkami. Tej wrażliwości moglibyśmy uczyć się od swoich dzieci, bo z wiekiem każe nam się mieć twarde siedzenie, by przetrwać.
Usłyszałam kiedyś, że wrażliwość jest słabością. Że współczesne dzieci są zbyt słabe, a rodzice przewrażliwieni. Sądzę, że każde takie stwierdzenie z pewnością nie powinno odnosić się do wrażliwości samej w sobie, czy u dzieci, czy u rodziców. Bo co znaczy wrażliwość? Dla jednych dziecko wrażliwe to mazgaj, dzikus, a dla innych delikatne, empatyczne. Przecież od zawsze ludzie różnili się poziomem wrażliwości na świat i drugiego człowieka. A wszystko ma swój początek w zaspokajaniu swoich potrzeb. Czasem mam wrażenie, że spłyca się potrzeby osób bardziej wrażliwych.
W pedagogice istnieje też pojęcie dziecka wysoko wrażliwego. I na pierwszy rzut oka życie nadwrażliwca wydaje się trudne. Głównie w sferze społecznej, ponieważ cechuje je ogromna ostrożność w kontaktach z obcymi, ale i „swoimi”. Poza tym do każdej zmiany długo się przekonuje, jest wrażliwe na hałasy i ból, z trudem zasypia po dniu pełnym wrażeń, jest perfekcjonistą, zadaje dużo pytań, jest refleksyjne, nie lubi metek przy ubraniach, nie lubi niespodzianek. Jednak cechuje je również duża inteligencja, bystrość i kreatywność. No właśnie – i jest bardzo empatyczne, umie się wczuwać w sytuację osób pokrzywdzonych i działa bardzo intuicyjnie. Więc nie można mówić, że takie dziecko jest gorsze czy słabsze. Po prostu inne! A obecna sytuacja w każdym dziecku wywołuje nieco zdezorientowania, zwłaszcza wśród nastolatków.
Dlatego ważne jest, by otoczyć dzieci, szczególnie te z silnie rozwiniętą emocjonalnością, większą troską i wsparciem. Starać się, by nie miały nadmiaru różnych wrażeń zmysłowych, by miały w nas swoją bezpieczną przestrzeń. Wydaje mi się, że dziecko, które próbuje się na siłę zmienić czy ośmielić, nie czuje wsparcia, a co gorsza podkopywane jest jego poczucie wartości. Najlepsze są najprostsze rozwiązania, które czasem nam, rodzicom, przychodzą z trudem. Czasem wystarczy rozmowa, nieignorowanie potrzeb wrażliwca, danie dziecku możliwości bycia kreatywnym, samodzielnym. Poza tym my wiemy, jakie bodźce wywołują w nas niepokój, dzieci jeszcze niekoniecznie. Staram się zawsze synkowi mówić, że strach, lęk czy onieśmielenie są czymś zupełnie normalnym. Ale są też sposoby, by się z nimi oswoić. Wiem, bo sama czasem tkwię w swoich lękach czy błędnych przekonaniach, a wyjście poza nie, wymaga ode mnie wiele wysiłku.
Bycie wrażliwym nie oznacza, że będziemy mieć trudniej w dorosłym życiu. Tylko trzeba trochę pracy, by umieć poradzić sobie z trudnymi skutkami bycia wrażliwym. Pamiętam, że przygotowując się kiedyś do rozmowy kwalifikacyjnej, wyczytałam, że warto przekuć swoje wady w zaletę. Wrażliwość tego nie potrzebuje, bo jest zaletą samą w sobie, tylko od nas zależy, jak będziemy ją postrzegać. Zawsze znajdzie się sposób, by wykorzystać swój potencjał. A teraz jest czas, by również naszym dzieciom towarzyszyć w oswajaniu nienormalnej sytuacji, w jakiej się znajdujemy. I pielęgnować w nich wrażliwość i empatię, bo może to dzięki nim już nigdy nie będzie wojen.