Dzień nauczyciela, zwany również Świętem Komisji Edukacji Narodowej, co roku przynosi refleksję o zawodzie nauczyciela. Z jednej strony zagłębimy się w historię tej osiemnastowiecznej instytucji, która wprowadzała do Polski idee oświecenia i nowoczesną w ówczesnym rozumieniu szkołę. Szkołę, która nie powstawała z niebytu, jakby chciało się czasami sądzić, ale na majątku odebranym zakonowi jezuitów po kasacie. Kiedy ich majątek przeszedł na własność państwa, postanowiono, że na tym fundamencie stworzy się nowy system szkolnictwa świeckiego, wyzutego z kościelnego nadzoru.

Paradoksalne jest to, że większość osób wprowadzających idee oświecenia do Polski było księżmi katolickimi, zafascynowanymi nowymi prądami z zachodu. A był to czas jeszcze przed krwawą rewolucją francuską. Pierwszy szef KEN, biskup wileński Ignacy Massalski, był jednocześnie bohaterem największej w osiemnastym stuleciu afery finansowej w I Rzeczypospolitej. Będąc odpowiedzialnym za budowanie nowoczesnej oświaty w Polsce, postanowił przywłaszczyć sobie znaczną część pieniędzy, które były na ten cel przeznaczone. Został za to zdjęty ze stanowiska. Potem spotkał go marny koniec – w czasie powstania kościuszkowskiego został aresztowany i powieszony w Warszawie jako zdrajca – targowiczanin. Nie miało to bezpośredniego związku z aferą finansową sprzed 20 lat, ale jest to dość znamienne.

Dzisiaj również ciągle ktoś miesza w oświacie, mając na ustach wspaniałe hasła o podniesieniu prestiżu zawodu nauczyciela, o podniesieniu poziomu nauczania i tak dalej. Słyszymy to w zasadzie od każdego ministra odpowiedzialnego za szkołę. Każdy chce po sobie coś zostawić, ale dziwnym trafem napotyka to na opór nauczycieli.

Można by wysnuć wniosek, że nauczycielstwu się nic nie podoba i mają muchy w nosie. Że chcieliby zarabiać dużo, a pracować mało (w sumie to kto by nie chciał), a jednocześnie atmosfera wokół szkoły bardzo gęstnieje. Rodzice skarżą się, że po okresie nauczania zdalnego nauczyciele nadganiają, ile mogą, żeby nastawiać jak najwięcej ocen przed kolejnym lockdownem. Z drugiej strony nauczyciele tłumaczą się, że są rozliczani i że ich obowiązkiem jest realizacja podstawy programowej. W tym wszystkim są uczniowie, w zasadzie w samym środku tego cyklonu niekończącej się reformy, która nałożyła się na okres pandemii. Nieszczęścia chodzą parami.

Uczniowie doceniają szczerość i odpłacają się tym samym. Jeśli traktujemy się nawzajem z szacunkiem i tak, jak sami byśmy chcieli być traktowani – nie ma zazwyczaj problemów w relacjach albo da się je rozwiązać zwykłą rozmową. Tak jest w świecie dorosłych ludzi, a przecież do tego przygotowujemy młodzież, żeby się w tym świecie potrafiła jak najlepiej odnaleźć. Niestety często budujemy sztuczny mur między nami a naszymi wychowankami i zza tego muru przerzucamy im kartkówki, sprawdziany, prace domowe, wymagania i oczekiwania, że odrzucą nam przez ten mur to, czego od nich chcieliśmy. Jeśli nie, ciskamy w nich gromami złych ocen, uwag i przypiętych łatek. Oczywiście wyolbrzymiam, ale czy w rzeczywistości tak nie jest? Że nie chcemy sobie robić dodatkowych problemów rozmową z uczniem albo potraktowaniem go jak dorosłego? Czy nie ma w nas strachu, że jak się odsłonimy, to dostaniemy łatkę słabego nauczyciela?

Jestem przekonany, że wiele osób nadal tak myśli. Nadal szkoła jest interpretowana jako my, oni i tamci – gdzie my to nauczyciele (wiadomo – wiemy wszystko i zawsze mamy rację), oni to uczniowie (którzy non stop kombinują, jak nas oszukać i się nie uczyć), a tamci to rodzice (którzy mają wieczne pretensje). Jeśli te trzy grupy nie dojdą w końcu do wniosku, że mają ten sam cel, że grają (a przynajmniej powinni) do jednej bramki, to nigdy nie będzie w szkole dobrze. Choćby w tej szkole były elektroniczne tablice na całą ścianę, tablet dla każdego i co tam jeszcze możemy sobie wymyślić.

Bez zdrowych relacji opartych na zaufaniu i dobrze rozumianym partnerstwie w procesie edukacji i wychowania, nie będzie sukcesu edukacyjnego. A za sukces uważam moment, w którym po ukończeniu szkoły uczeń zna swoje miejsce, zna swoje dobre i słabe strony, ma narzędzia, które pozwolą mu się dalej rozwijać i cokolwiek by się stało, będzie gotowy stawiać czoła wyzwaniom, które stawia przed nim los.

Sukces jest wtedy, kiedy efektem pracy szkoły jest samodzielny i wolny człowiek. A takich mogą wychować tylko wolni ludzie, którymi nauczyciele powinni być. A czy są? A czy jesteśmy tacy?