Szkoła musi się zmienić, nie ulega to wątpliwości. Tempo, w jakim świat pędzi w przyszłość, pomimo że astronomicznie stałe, to jednak cywilizacyjnie przyspiesza tak, że bezwładność za chwilę może być zbyt duża i nie utrzymamy się na swoich miejscach. Zostaniemy przez te siły wyrzuceni poza system i tego systemu nie dogonimy.

Szkoła jest w naturalny sposób pewnym utrwalaczem starych, niekoniecznie sprawdzających się w dzisiejszym świecie form. Jest też instytucją, która jest bardzo mało podatna na jakiekolwiek zmiany ze względu właśnie na swoje skostnienie wewnętrzne. Wynika ono z wypracowanych lata temu procedur, sposobów zachowań w pewnych sytuacjach, które często są wynikiem pewnej pracy rad pedagogicznych i dyrekcji, które są dumne z tego, że szkoła działa tak, jak trzeba, że nie ma problemów i jakoś to się kręci. Aktualizuje się kalendarium w każdym roku. Dostosowuje się programy do nowych podstaw, a lekcje wyglądają tak samo jak wcześniej. Z jednej strony oczywiście ciężko się dziwić, bo przecież nikt nie lubi się przemęczać i co roku wymyślać szkołę na nowo. Z drugiej jednak strony trochę refleksji na początku każdego roku szkolnego wszystkim by się przydało, tym bardziej że młodzież z roku na rok jest inna. Inni są ci urodzeni w 2000 od tych z roku 2005 i tak dalej. Nie mówiąc już o tych starszych, którzy już wyszli z systemu. W szkole tę zmianę pokoleniową widać gołym okiem. Moje doświadczenie pedagogiczne, nieduże jeszcze, pozwala na dostrzeżenie tego ruchu.

Musimy na to reagować i musimy dostosowywać nie tylko metody i formy, ale przede wszystkim musimy dbać o to, żeby nasze wnętrze podlegało ciągłej zmianie, oczywiście najlepiej – na lepsze. Nie możemy zaniedbać własnego rozwoju, własnego ogródka. Musimy dbać o to, żebyśmy przynosili dobre owoce, a bez starania się przede wszystkim o swoje dobro – nigdy tego nie osiągniemy.

Jest dziś mnóstwo możliwości rozwoju nauczyciela w kwestiach edukacji formalnej – studiów podyplomowych, kursów metodycznych i tak dalej. Dzisiaj, jeśli tylko ktoś chce, to może zdobyć wykształcenie pozwalające na nauczanie konkretnych przedmiotów. Jest to wspaniałe, że nie musimy już często jeździć na zjazdy. Jest ogrom możliwości nauczania na odległość. Wystarczy po to sięgnąć, tym bardziej że w szkołach są możliwości dofinansowania tych form dokształcania.

Rozwój formalny – przedmiotowy – jest jednak tylko jednym aspektem zmiany szkoły na lepsze. Bez tego oczywiście nie ruszymy, bo nie będziemy mieli wiedzy i nie staniemy się dla uczniów mistrzami. Drugim aspektem tej zmiany jest konieczność inwestowania w tak zwane umiejętności społeczne – miękkie, takie jak retoryka, negocjacje, dbanie o relacje czy też umiejętność autoprezentacji.

Miękkie umiejętności są dużo ważniejsze niż twarda wiedza. Bo z jednej strony, jeżeli jesteśmy zamkniętymi w sobie, nieumiejącymi wejść w relacje specjalistami, to nie pociągniemy za sobą uczniów. Natomiast, jeśli nie wiemy wszystkiego z danej dziedziny, ale mamy te miękkie umiejętności, to poradzimy sobie dużo lepiej, gdyż będziemy w stanie wejść w relacje z młodzieżą.

Relacje są najważniejsze. Bez ich nawiązania nic nie osiągniemy, choćbyśmy korzystali z najdroższych tablic aktywnych, najdroższych tabletów i e-podręczników. Bez relacji nie zadziałają żadne metody aktywizujące. Bo dobre relacje to otwartość na drugiego człowieka, to chęć poznania go, chęć bycia z nim i realna troska o jego teraźniejszość i przyszłość z szacunkiem dla jego przeszłości, tradycji i pochodzenia.

Nowy nauczyciel, tak go nazwijmy, to taki, który będzie chciał bardziej być z uczniami niż mieć wyniki. To taki, który, bardziej niż dawać wykład, będzie chciał dać przykład. Nowy nauczyciel to taki, który będzie świadomy swoich talentów, umiejętności, ale jednocześnie również swoich wad i błędów. Będzie dawał sobie prawo do popełniania tych błędów i ich naprawiania. Będzie to nauczyciel, który zna swoją wartość i potrafi ją obronić przed swoimi przełożonymi.

Nowy nauczyciel musi być asertywny, musi stawiać granice, ale jednocześnie wychodzić z sercem do swojego otoczenia. Nie jest to łatwe, bo, tak jak już wcześniej wspominałem, środowisko nie jest chętne zmianom, nie jest skore do autorefleksji. Wiem to z doświadczenia.

Jaka natomiast powinna być nowa szkoła? Powinna być miejscem, w którym urzeczywistnione zostaną te postulaty, marzenia, które opisałem przy „nowym nauczycielu”. Jest kilka propozycji złamania paradygmatu szkoły pruskiej. Są budzące się szkoły, są szkoły Montessori, są szkoły korczakowskie, są znów szkoły, które wprowadzają w życie programy tutoringowe. Tych szkół jest jeszcze niewiele, ale z roku na rok coraz więcej.

Dużo łatwiej o zmianę w szkołach, które nie są prowadzone przez jednostki samorządu terytorialnego, dlatego że nie są one uwikłane w pewne powiązania polityczne w środowiskach lokalnych. To właśnie te szkoły –  prowadzone przez fundacje, stowarzyszenia – są nadzieją dla polskiego systemu oświaty.