Wydawać by się mogło, że takie zestawienie nauczyciel – wychowawca jest czymś oczywistym dla naszego zawodu. Niestety bardzo często duża część nauczycieli stara się wychodzić z tej roli i unikać jej jak ognia. Tłumaczenia oczywiście są różne. Najpopularniejsze z nich to to, że od wychowania jest dom i rodzice. I oczywiście jest to racja. Jednakże od 6 do 19 roku życia dzieci spędzają w szkole od jednej czwartej do jednej trzeciej (a w liceum czasem więcej) dnia, więc ciężko wymagać od domu, żeby w pozostałym czasie (odejmując czas na sen) zajmował się tylko programowym wychowaniem. To jest naturalna rola rodziny, oczywiście. Socjalizacja jest jedną z podstawowych funkcji rodziny, ale ona dzieli się na pierwotną i wtórną, a wtórna leży głównie poza rodziną. Nie możemy więc jako środowisko szkolne, a szczególnie jako nauczyciele uciekać od funkcji wychowawczej. Nie możemy być urzędnikami, którzy wykonują swoją pracę czysto profesjonalnie, bez wchodzenia w relacje osobowe. Tak się po prostu nie da.
Zachłyśnięcie się zachodnim stylem życia w ostatnich kilkudziesięciu latach, pogoń za pieniędzmi, przełożenie środka ciężkości z „być” na „mieć”. Widać to szczególnie wśród pokolenia osób urodzonych między 1998 a 2006 rokiem, a więc wśród pokolenia dzieci tych osób, które były największymi beneficjentami przemian ustrojowych i gospodarczych w Polsce. Często jest to pokolenie wychowywane przez nianie, pozostawiane w przedszkolu do ostatnich minut, przewożone od babci do babci. To zostawia swój ślad na ich psychice.
Biorąc pod uwagę wszystkie te przesłanki, nie możemy jako nauczyciele odpuszczać sobie funkcji wychowawczych. Bardzo często nasz osobisty przykład może być jedynym wzorcem osobowym dla tego młodego człowieka, gdyż przebywamy z nim przez długi czas w szkole, mamy czas na rozmowę. Mamy również wtedy czas na obserwację jego zachowań i ewentualne zarządzanie zmianą.
Nie wystarczy do tego pedagog szkolny, który najczęściej jest jeden na całą szkołę i w większości placówek pełni jedynie role interwencyjne i profilaktyczne. Bardzo ważna w szkole jest funkcja wychowawcy klasy, przy założeniu, że klasa nie jest czterdziestoosobowa. Wtedy zadania są utrudnione. Wychowawca, oprócz prowadzenia dziennika, godzin wychowawczych, organizowania wycieczek i usprawiedliwiania godzin, powinien być na pierwszym froncie walki o dobrą przyszłość swoich wychowanków. Powinien być wzorem osobowym dla tych młodych ludzi. Powinien wyryć się w ich świadomości i pamięci. Nie chodzi tutaj absolutnie o bycie jakimś superbohaterem ponad swoje siły, siłaczem oderwanym od swojej własnej rzeczywistości. Nie o to tu chodzi.
Mamy, jako wychowawcy, być w czasie naszej pracy w szkole całkowicie skupieni na tym, co jest jej istotą. A nie jest to, wbrew pozorom, nauczanie dat, tabliczki mnożenia i prądów morskich. Jest to tylko formalna strona szkoły, ale nie jej serce. Sercem szkoły jest relacja na linii uczeń – nauczyciel, dziecko – dorosły. Nie bądźmy naiwni, że młodzież nauczy się tego wszystkiego przez osmozę, przez wspólne przebywanie w jednym pomieszczeniu. Można w to wierzyć, ale nie przyniesie to zbyt dobrych efektów. Jeżeli nie opuścimy gardy, nie dopuścimy do nawiązania normalnych, opartych na zasadach naszej kultury relacji z naszymi podopiecznymi, to będziemy odpowiedzialni za ich braki w wychowaniu. Bo przecież słowa uczą, ale właśnie przykłady pociągają. Nie możemy dawać przykładu, nie dając przykładu, co brzmi absurdalnie, ale część nauczycieli tak pracuje. Temat do zeszytu, wykład, notatka, ćwiczenie, praca domowa, do widzenia.
Musimy być wychowawcami, nie możemy tego unikać.