Po pierwsze kochaj siebie
Nie chodzi tu oczywiście o narcyzm, zapatrzenie w siebie i pogrążanie się w pysze. To nie jest miłość własna, to jest samozakochanie w negatywnym sensie. Miłość samego siebie, która jest jednym z dwóch najważniejszych przykazań, to stanięcie wobec siebie w prawdzie. Wymaga to więc poznania samego siebie, bo prawda bardzo często leży gdzieś głęboko pod warstwą tego samouwielbienia, bądź też – co równie częste – samoupokorzenia. Narcyzm to tylko rewers tej samej monety, której awers to kompleksy.
Jak więc kochać siebie, tak żeby to było prawdziwe? Jak poznać prawdę o sobie? Nie odpowiem Wam na te pytania w formie uniwersalnej recepty. Przykro mi, tak się nie da. Każdy z nas ma inną historię, inne doświadczenia, inne rany, inne sukcesy, ale też innych ludzi, którzy nas otaczają. I właśnie w tym całym słodko-gorzkim sosie trzeba szukać tych interesujących nas odpowiedzi. Bo często jest tak, że ktoś nam coś w dzieciństwie nawet powiedział, ktoś nas oszukał albo nas pochwalił. I takie wydarzenie potrafi wgnieść się w naszą jaźń tak mocno, że zdrowy osąd staje się niemożliwy.
Jak to naprawić? Moim zdaniem bez Boga nie da się tego zrobić do końca, ale myślę, że to dlatego dzisiaj kozetki psychologów i psychoterapeutów są tak bardzo oblegane. Każdy ma jakieś rany, a bardzo często przeradzają się one w takie stany, które można zmienić tylko terapią. Bardzo Was proszę – nie mylcie sfery ducha ze sferą psyche. Nie wierzcie w to, że modlitwą można wyleczyć choroby, jeśli tylko się w to uwierzy. To magia! W pewnym sensie jest to ograniczanie i pętanie woli Pana Boga, która oczywiście może zdziałać cuda. Ale na Boga, Boga nie szantażujmy. To nie jest w porządku! Ignacy Loyola kiedyś powiedział, że róbmy wszystko tak, jakby nasze zbawienie zależało od nas, ale wierzmy w to, że tak naprawdę zależy to od Boga. Pamiętajmy o tym, to bardzo ważne.
Pan Bóg dał nam wolną wolę nie po to, żeby ingerować w każdą naszą ziemską sprawę, ale po to, żebyśmy mogli korzystać z tego, co nam dał najcenniejszego na tym łez padole – rozumu, moi drodzy. Rozum i wiara – dwa skrzydła, które unoszą nas do Boga – te słowa św. Jana Pawła II powinny nam otwierać każdy dzień. No bo po co Bóg miałby nam dawać rozum? Po to, żebyśmy go schowali w kieszeń i wierzyli w każdą informację z Internetu? Pamiętajcie, że rozum, intelekt to ostateczny zasób człowieczeństwa. Może nam zabraknąć prądu, ropy, czegokolwiek, ale zawsze mamy rozum i jeśli będziemy go ćwiczyć, to nie zginiemy.
Odeszliśmy od tematu tylko pozornie. To właśnie rozum, którym filtrujemy rzeczywistość wewnętrzną (nasze ja) i zewnętrzną i potrafimy racjonalnie (ratio – rozum) interpretować różne zjawiska, umożliwia nam spojrzenie na siebie. Wiara zaś pozwala nam (o ile wierzymy) spojrzeć na te interpretacje metafizycznie, z poziomu ducha. Nie musimy czytać tysięcy książek coachingowych. Nie musimy też być na każdych rekolekcjach. Moim zdaniem wystarczy zdrowa pobożność i trochę więcej czytania niż tylko program tv. Wtedy będzie dobrze.
Warto też mieć koło siebie chociaż jedną bliską osobę. Bliską to znaczy nie taką, która będzie Ci słodzić i vice versa. Jeśli będziecie sobie z dzióbków spijać, to żadna to przyjaźń. To równia pochyła. Przyjaciel to ktoś, kto powie Ci prawdę – jakakolwiek by ona nie była. Masz takich przyjaciół? Czy Twoje ego już wszystkich olało? Ja mam – dzięki Bogu.
Po drugie kochaj bliźniego
Kim jest bliźni? Czy to ten pijak spod dziesiątki? Czy to ten menel spod sklepu? Czy to ten gej z równoległej klasy? Czy to ten ksiądz pedofil? A może to ojciec brutal? Jeżeli na którekolwiek z tych pytań odpowiedziałeś "nie", to się mylisz. Nawet najgorszy zbrodniarz, człowiek odpychający i taki, którego nie możemy ścierpieć, jest naszym bliźnim i mamy być gotowi do miłości względem niego. Oczywiście nie chodzi tutaj o miłość wylewną, emocjonalną, ale o gotowość do bezinteresowności względem tego człowieka w razie potrzeby. Dlatego, że z punktu widzenia Boga my też jesteśmy takimi menelami, ze względu na nasz grzech. Nikt z nas nie powinien się ostać, ale jednak Bóg nas kocha i nas nie zostawi! Czy my ze względu na tę miłość możemy odrzucić drugiego człowieka? Możemy?
Chrześcijaństwo porywa mnie przede wszystkim dlatego, że to nie ja szukam Boga, ale że to On szuka mnie. Jakie jest pierwsze pytanie zadane człowiekowi przez Boga? „Adamie, gdzie jesteś?” Fascynujące. Bóg wychodzi do raju, żeby szukać gościa, który nie kiwnął palcem, kiedy jakiś gad uwodził jego żonę. Był tam cały czas, obok Ewy. Nie odezwał się ani słowem. Potem zrzucił winę na Ewę i jeszcze insynuował, że to przecież Bóg ją dla niego stworzył. Myśleliście kiedyś o tym w ten sposób? Gość widział cały dramat, a potem mówi: „ale to nie ja, to ona, a w zasadzie to Ty, Boże”. Dramat. Grzech już wtedy stał się społeczny, po tym jak Ewa poczęstowała Adama.
Dlatego też tak trudno jest nam kochać bliźnich. Przez całą historię ludzkości narosło między nami tyle różnic, stereotypów, uprzedzeń i kłamstw, że trudno się przez to przebić. Co nie oznacza, że my – jako chrześcijanie – mamy przestać się starać! Staranie się to krok w dobrą stronę. Krok do Miłości przez duże M.
Po trzecie, najważniejsze, kochaj Boga
Boga – nie bozię. Bóg to nie jest obrazek nad łóżkiem, to nie jest pan z długą brodą, co za dobre wynagradza, a za złe karze, jak sędzia Anna Maria Wesołowska. Bóg to Miłość. Bóg to Prawda. Bóg to Życie. Bóg to Dobro. Bóg nie jest przymiotnikowy. Bóg jest rzeczownikowy. Bóg nie jest jakiś, nie jest prawdziwy, nie jest żywy, nie jest dobry. Powiedzieć tak o Bogu to Mu umniejszyć. Rozumiesz to? Ba, czy ja to rozumiem? Zadaję sobie codziennie to pytanie.
Wydaje mi się, że dużo krzywdy nam zrobiono w szkole na katechezie, kiedy uczono nas regułek i formułek, które Boga próbowały wepchnąć w ramy szkolne, w ramy dziwnie rozumianej, postoświeceniowej metodologii. Pan Bóg do tego nie pasuje – po prostu się w niej nie mieści. Czasami wydaje mi się, że decyzja o umieszczeniu katechezy w szkole była jedną z gorszych decyzji. Ja nie wyniosłem chrześcijaństwa ze szkoły – niestety. A Wy?
Kochać Boga to kochać siebie i bliźnich. Bo przecież nie można kochać Boga i nienawidzić jednocześnie Jego stworzenia. Czy można?
Jesteście szczęśliwi?