Nienawiść jest nieracjonalna. Jest głęboko emocjonalna. I to właśnie jest jej siłą. Bo z emocjami nie można dyskutować za pomocą rozumu, szczególnie tak skrajnymi, mocnymi i pozbawionymi logiki jak nienawiść. Rozum wysiada przy nienawiści.
W tym tekście postaram się przeanalizować kilka przyczyn nienawiści i podać ich przykłady. Chciałbym jednak – mam takie marzenie – żeby był to kiedyś problem czysto teoretyczny. Katolik nie może nienawidzić, nie może być anty. Byłoby to zaprzeczeniem chrześcijaństwa, które otwiera się na wszystkie osoby, bez względu na ich postępowanie i decyzje. Oczywiście nie każe zamykać oczu na grzech – ten ma być przez chrześcijan zwalczany – we własnych sumieniach. Ideałem chrześcijaństwa jest motto Tertuliana, które potem powtarzało wielu chrześcijan: "zobaczcie, jak oni się miłują". Miał to być wyraz zdumienia i zdziwienia pogan, którzy widzieli kwitnącą miłość we wspólnotach chrześcijańskich. Czy my, niemal dwa tysiące lat później, potrafimy tak żyć?
1) Strach
Strach jest bardzo częstą przyczyną negatywnych emocji, które mogą przerodzić się w nienawiść. Szczególnie wtedy, gdy ten strach jest jeszcze wzmacniany przez celowy przekaz medialny. Boimy się najczęściej tego, co jest nam obce, czego nie znamy. Zdarza się, że ta wiedza jest często wykorzystywana, żeby komuś wmówić nienawiść. Trzeba być tu bardzo ostrożnym, dlatego że między uzasadnioną obawą o swoje bezpieczeństwo a nienawiścią do obcych jest często bardzo cienka granica, która będzie jeszcze wymazywana i rozciągana przez żerujące na sensacji media. To bardzo duży problem. Widać to szczególnie w dzisiejszej Polsce.
Próbuje się nam, jako ogółowi Polaków, wmówić, że jesteśmy antysemitami, że programowo, historycznie i zwierzęco nienawidzimy Żydów tylko dlatego, że są Żydami. Oczywiście w takim założeniu jest podstawowa wada – generalizacja. Jeśli ktoś generalizuje, a więc przypisuje jakieś emocje, które są przecież bardzo indywidualne, jakiejś większej grupie, popełnia srogą nieuczciwość. Ale takie hasła się sprzedają i są bardzo łatwe do medialnej transmisji. Odpowiednio opakowane stają się w pewnym momencie stereotypem, z którym ciężko się walczy, a który pewnym grupom jest bardzo na rękę.
Oczywiście strach przed obcymi – ksenofobia – to ciężki do zweryfikowania stan emocji i ducha jednostki, który, tak jak wspomniałem wcześniej, można poprzez inżynierię społeczną indukować, tak żeby przeszedł od myśli do czynów. Nadal nie jest to jednak coś, co można przypisać szerszej masie – to wniosek, który będzie się za nami ciągnął. Racjonalny w nieracjonalnym świecie nienawiści.
Strach potrafi budować mury. Przez mury się ciężko rozmawia. Ciężko jest też się poznać. A poznawać się warto. Nie jest też chyba głupim pomysłem, żeby choć na chwilę założyć u drugiego człowieka dobrą wolę. Założyć, że jednak nie będzie chciał nam zrobić krzywdy. W większości przypadków rzeczywiście tak jest.
To trudne – strach jest bardzo silnym czynnikiem. Czy chrześcijanin powinien się bać? Jedne z pierwszych słów, które wypowiedział papież Jan Paweł II po wyborze na Stolicę Piotrową 16 października 1978 roku, brzmiały „Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi”. Fascynujące jest to, że w Piśmie Świętym te słowa „nie lękaj się” w różnej formie padają 365 razy. Przypadek?
To konieczne, żeby swój strach przezwyciężać. Bo Bóg jest silniejszy niż strach. Jest nawet silniejszy niż sama śmierć.
2) Ignorancja
Kiedyś mówiło się, że ludzka głupota wynika z ograniczonego dostępu do informacji. Okazało się, że jednak nie tutaj tkwił problem. Dzisiaj, przy nieograniczonej możliwości weryfikacji danych, mało kto to robi. Wielką popularnością cieszą się teorie spiskowe od Wielkiej Lechii, przez płaską Ziemię aż do antyszczepionkowego szaleństwa połączonego z fantazmatami o promieniowaniu 5G i chemtrails.
Same w sobie pewnie nie byłyby szkodliwe i ich wyznawanie świadczy o ich wyznawcach, ale bywają (ostatnio coraz częściej) źródłem nienawiści. Ignorancja jest plagą ludzkości. Nie chodzi tutaj już nawet o to, że ludzie czegoś nie wiedzą – to przecież całkowicie normalne. Chodzi tu raczej o to, że ludzie nie chcą wiedzieć, nie chcą włożyć minimalnego wysiłku w to, żeby zweryfikować informacje. Z drugiej jednak strony ci sami ludzie, którzy mają awersję do poszukiwania prawdy, wierzą bez zastrzeżeń w filmy z żółtymi napisami, teorie spiskowe owiane tajemnicą, której poznanie dopuszcza do kręgu wtajemniczonych.
Wydaje mi się, że problem właśnie leży tutaj, w niedowartościowaniu, w chęci bycia kimś więcej, niż się jest, w chęci poznania tego, co zakryte. Z daleka pachnie to (brzydko) gnozą, a więc starą jak świat koncepcją, że istnieją ukryte znaczenia powszechnych słów, zjawisk, symboli. Ich odczytanie według tajemnego klucza daje dostęp do tej właśnie, zakrytej przed maluczkimi tajemnej wiedzy.
To nic nowego. Ta nienawiść, często fałszywie intelektualna, sprowadza się do patrzenia z góry na niewtajemniczonych, pogardzania tymi, którzy tych teorii nie podzielają i aktywnego zwalczania, szczególnie w Internecie, tych, którzy próbują ten fałsz zdemaskować. Otwarta wojna.
Ignorancja prowadzi też do cięższych zbrodni. Wiedza na temat człowieka jest w XXI wieku tak zaawansowana, wydawać by się mogło, że teorie o wyższości rasowej dawno powinny już przejść do lamusa. Okazuje się jednak, że mają one swoich zwolenników i to nie tylko pośród ludzi mało wykształconych. Okazuje się, że setki lat dyskryminacji ze względu na kolor skóry, szczególnie w krajach anglosaskich jak Stany Zjednoczone, czy w pewnym sensie RPA (wprawdzie nie wprost anglosaskie, ale z protestanckiego klucza) spowodowały takie spustoszenie w świadomości rasowej, że segregacja na poziomie przeciętnego obywatela jest pewną tradycją. Nawet jeśli obywatele sami odżegnują się od rasizmu, to jednak w mediach często pojawiają się pozornie niewinne informacje typu „biały policjant zabił niewinnego czarnoskórego mężczyznę”. Po co w takiej informacji kryterium koloru skóry? Czy piszemy tak o kolorze oczu, włosów? No nie. Więc ten systemowy rasizm jest bardzo głęboko wpisany w normy językowe i używany, najczęściej bezwiednie, prowadzi do stereotypizacji i pogłębienia podziałów.
Norm językowych nie zmienia się jednak zapisem w kodeksach i ustawach. Język żyje i rozwija się niezależnie od rządów i katedr, ale jest wynikiem procesów społeczno-polityczno-religijnych. Fascynujące jest to, że systemowy rasizm, system segregacji rasowej i szerzej nienawiść na tle rasowym nie rozkwitły nigdy na szerszą skalę w państwach katolickich. Tam, gdzie Pismo Święte jest interpretowane według klucza Tradycji i nauczania papieży – niewolnictwo było odrzucane. Weźmy tu chociaż pierwszy dokument w nowożytnej historii, który potępia zjawisko niewolnictwa – Sublimis Deus papieża Pawła III, na trzysta lat przed podobnymi, świeckimi, aktami. Był to czas szalejącej reformacji, która odrzucała katolicki klucz interpretacyjny Biblii i zastępowała go osądem we własnym sumieniu. Doprowadziło to, szczególnie w środowiskach luterańskich, anglikańskich i purytańskich, do utworzenia modelu WASP w koloniach angielskich w Ameryce. Oznacza to tyle, co White Anglo-Saxon Protestant, a więc wzór obywatela, który miał być w pewien sposób predestynowany do dominacji nad resztą ludzi. Wyprowadzano to oczywiście z Biblii, która nie potępia niewolnictwa wprost. Tak jak zresztą nie potępia innych zjawisk, które dziś są zamierzchłe. Należy tu odróżnić niewolnictwo starożytne, z którego w dużej mierze chrześcijaństwo wyrosło, od niewolnictwa nowożytnego, czyli systemowego traktowania części ludzkiej rodziny jako gorszej. Moglibyśmy tu oczywiście szukać uzasadnień takiego poczynania w interpretacji słów o znamieniu kainowym, o tym, że niewolnictwo zdaje się jakby akceptowane przez Biblię. Niektórzy radykałowie nie traktowali czarnoskórych niewolników jako ludzi w ogóle albo traktowali jako gorszy gatunek.
Ostatnie wielkie niepokoje społeczne na tle rasowym w USA są tylko, moim zdaniem, pewną fasadą zupełnie innego problemu – pełzającej rewolucji, która pod płaszczykiem walki o wielkie ideały, równość i wolność, wyciera sobie usta hasłem Black Lives Matter. Hasło bardzo ważne, bo i problem w USA nie minął wraz ze zniesieniem niewolnictwa w 1864 roku przez Lincolna ani po zniesieniu segregacji rasowej przez administrację Lyndona Johnsona równo sto lat później. Skończyło się to zresztą ostatnim wielkim rozłamem na amerykańskiej scenie politycznej. To wtedy Partię Demokratyczną opuścili tak zwani Dixiecrats, południowi działacze, tradycyjnie zwolennicy „starego porządku”, chroniący prawa segregacyjne jako największą świętość. Wtedy też partia demokratyczna skręciła mocno w lewo, stając się, przy zachowaniu swoich szerokich skrzydeł, partią bardziej socjaldemokratyczną i liberalną obyczajowo. Trwa to zresztą do dzisiaj
Ignorancja i niechęć do jej przezwyciężania, a co najgorsze niewiedza o tym, że się nie wie, jest rakiem toczącym ludzką rodzinę. Najgorsze jest to, że brakuje narzędzi do globalnej walki z tym zjawiskiem. Tym bardziej że często zdarza się tak, że stawia się ją na ołtarzach współczesności, oddając jej hołd, zgodnie z aktualnymi modami, niczym pogańskim bożkom w czasach rzymskich. Smutne.
3) Pycha
Ostatnia z trzech przyczyn nienawiści, królowa wszystkich grzechów, królowa wszystkich przewin – pycha. Pycha, słowo zapomniane, dzisiaj często mylone z dumą. Fascynujące jest to, że w języku angielskim słowo pride oznacza zarówno dumę (w tym kontekście używane przez środowiska LGBTQ+), jak i pychę w kontekście grzechu kardynalnego. Kiedyś traktowana jako skaza charakteru, cierń w sumieniu, dziś jest wrzucana na plakaty, jest powodem do chluby.
Pycha powoduje zamknięcie wrażliwości na wady własnego charakteru. Jest oczywiście przeciwieństwem pokory, która nie ma w dzisiejszym świecie najlepszej prasy. Pokora jawi się jako słabość. Tylko siła, buta, duma – pride, czyli pycha, jest przepustką do sukcesu w dzisiejszym świecie.
Pycha otwiera drogę do nienawiści, tej najgorszej, która występuje z pozycji siły, z pozycji pogardy (często nieuświadomionej – patrz: ignorancja), nienawiści do wszystkiego, co słabsze. Tak działa dzisiejszy świat.